• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Najnowsze wpisy, strona 15


< 1 2 ... 14 15 16 17 18 >

To jest tytuł niezwykle ciekawy...

Sobota:

Ta, no to mamy ferie. I nie mamy co robić...Dlatego piszę kolejną notkę, jeśli nigdzie nie odważę się wyjechać, zapewne skatuje was moimi blogowymi przemyśleniami, ale zawsze jest nadzieja, że uda mi się oderwać od tego pudła...nadzieja matką głupich...czyli sierotą nie jestem. Dzisiaj kolejny cykl narzekań, chociaż...no nie wiem, w sumie byłam dzisiaj nawet szczęśliwa...słońce, nie macie pojęcia, jak jestem od niego zależna, zupełnie jak roślina, dzięki Bogu takowe się dzisiaj pojawiło i przez 6 godzin gadałam jak nakręcona, co mi się nie zwykło zdarzać, ale oto słońce zachodzi i nic mi się nie chce. Zapewne żądni jesteście moich wrażeń po spotkaniu z Sławkiem, a otóż wrażeń brak, spotkanie w ostatniej niemalże chwili zostało odwołane. Powód cytując,(czekajcie,  tylko niech ja wyjme swoją komóreczkę)"Ojciec koleżanki ma schizofrenie i postanowił ją zabić, w związku z czym robię za bodyguarda". Tak, tak moi drodzy, to nie zmyslona historia panny Alicji K. tylko samo życie. Mogę w to uwierzyć, bo niby po co miałby kłamać...oooo a teraz przyszedł sesemes, że może byśmy się spotkali jutro. Hmm...jutro, tylko kit, że będę u Magdy raczej nie przejdzie, tym bardziej, że miałam być u niej już dzisiaj. Nie dobrze, nie dobrze, plączemy się Aluś w zeznaniach. Jakoś to będzie, teraz problem jest taki, że facet chce ze mną porozmawiać telefonicznie, a ja , jak już wam wspominałam panicznie takich rozmów z nieznajomymi się boję i nie lubię.  Eh wsiadłabym sobie teraz w jakiś pociąg z przedziałami, z jakimś przystojnym studentem....no dobra zagalopowaliśmy się. Wiecie, jak Alutka nie ma o czym mówić to zaczyna biadolić i snuć swoje senne marzenia. Senne marzenia, heh jak ja nawet nie pamiętam kiedy ostatnio cos mi się śniło, notorycznie się nie wysypiam i codzień mam podkrążone oczy...

Niedziela:

Wczoraj nie skończyłam, bo pan brat mnie wyganiał z przed komputera. Zresztą niewiele miałam treści istotnych do przekazania. Dzisiaj natomiast mogę was zaszczycić kolejną relacją ze spotkania. Jako, że pan Sławek jest mieszkańcem Warszawy umówiliśmy się w w miarę charakterystycznym dla Olsztyna miejscu, czyli pod Wysoką Bramą. Swoim starym zwyczajem mamie zełgałam, że ide do Magdy, nie sądzę by w to uwierzyła, ale cel został osiągnięty, mogłam wyjść z domu. Niestety równie starym zwyczajem wyszłam z niego zbyt wczesnie, więc zanim Sławek (niezręcznie mi do niego po imieniu mówić :P) się pojawił Alutka zrobiła sobie kilka rundek w około starówki, pilnie wpatrując się we wszelkie sklepowe wyprzedaże. W końcu jednak ostatecznie poprawiła się w odbiciu zaszklonych afiszów, wypluła starą gumę i wzięłą nową. Nie wiedziała w końcu, czy przypadkiem ten oto kawaler nie okaże się przystojnym i szarmanckim księciem, który zawładnie jej sercem,a miłość ta będzie musiała być ukrywana przed rodzicami i Alutka będzie na wagary jeździła do Warszawy. Tak, tak nasza maleńka Ala nocami marzy o takich przygodach, ale nie martwcie się, gdy dochodziłam do miejsca spotkania, widziałam jakiegoś pana w pomarańczowej kamizelce i zbliżającego się jakiegoś gościa. Nawet nie wiem jak go sklasyfikować, spodnie moro, bluza GAPa, szara kurtka, okulary, tak jakby 29 letni, ale jakiś taki stary. Gdzieś tam w myśli przeleciało mi nawet, że to pewnie ten mój kawaler, ale nie chciałam, aby to była prawda. Niestety to była prawda. Uśmiechnęłam się, dałam mu rękę na cześć i poszliśmy. Szczerze niewiele pamiętam z tego spotkania, znaczy się , odnoszę wrażenie, że chyba więcej mówiłam niż on, było sympatycznie, bo i on był sympatyczny,ale to chyba jedyne co moge powiedzieć. Chciał mnie zaciągnąć do jakiejś kawiarni, ale właśnie moi drodzy...panna Alicja K. ostatnio nabawiła się, niewiadomo skąd, takiego dziwnego kompleksu, że niby konsumuje jak świnia, to też za żadne skarby na żadne ciastka, czy też herbatę zaprosić się nie da. Tak samo jak z tym odbieraniem telefonów, wmówiła sobie, że ma okropny głos i telefonów nie odbiera. Oj Alutka, Alutka co z ciebie wyrośnie? No, ale dobrze, spotkanie w końcu się skończyło i ruszyłam autobusem w stronę domu. Humor taki trochę "tu-mi-wisi-styczny"
,czyli normalny, czyli jak zwykle było mi wszystko jedno i jak zwykle ukradkiem wpatrywałam się w męską część pasażerów. Nie było jednak do kogo wzdychać,odwróciłam się do okna i jechałam. Spojrzałam na zegarek, było trochę wcześnie, trochę za wcześnie jak na pobyt u kol. Magdy, ale co w takim wypadku miałam zrobić? Postanowiłam pójść na spacer, a co! Chcąc powspominać trochę spacer z Grzegorzem udałam się na znaną wam już betonówkę. Gdzieś tam nawet miałam nadzieje, że może go spotkam, nawet z jakąś inna dziewczyną, byle go tylko zobaczyć jeszcze raz, poczuć jego zapach...ah! Grzegorz, wiesz co? Wisi mi to wszystko, że nie traktujesz mnie poważnie, że bawisz się moimi uczuciami, ja mam to gdzieś! Tylko przyjdź i dotknij mnie jak wtedy, pocałuj...Eh Alutka, Alutka nasza mała wariatko...Zresztą wszystko mi chyba jedno czy byłby to Grzegorz, czy jakiś Pankracy. Ja potrzebuję chłopa!!! Ale żeby był taki duży jak Grześ...Taki ciepły i tak pachnący...mrrr jo żem jest "something pojebałos". Wracając jednak do tematu, szłam, sobie szłam, niewielu ludzi mnie mijało, jeśli już to jakieś pary z psami, w końcu doszłam do takiego małego mostku, co to nad rzeką "ściekówną" stoi i postanowiłam się wdrapać na poręcz, a to z kolei na to, że może taki pejzażowy widok "dziewczynki na mostku" poruszy jakiegoś młodego junaka. Siedziałam tak dobrą godzinę wpatrując się w okolicę, ludzie przechodzili dalej, chwilami przyglądając się jakbym zwariowała, w końcu rzeczka była dość płytka i tylko wariat decydowałby się na potop w niej, w międzyczasie przeszło nawet dwóch młodych, nawet, nawet mężczyzn z psami, ale niestety i oni nie poczuli się do roli negocjatorów i nie zwracali uwagi na to, że siedzę na poręczy mostu i w każdej chwili przechylić się mogę. Jakaż znieczulica teraz panuje! Dobra, w końcu zeszłam, nie chciało mi się marznać, a godzina już była całkiem, całkiem na powrót do domu. I tu się powieść o moich dzisiejszych przygodach kończy. Może pójdę jeszcze dzisiaj na "Rysia" , bo wszystkie Ryśki to fajne chłopaki :P, ale wiadomo,że jesli do kina to i tak bedę łowicz swoim wzrokiem niewinnych mężczyzn. Rany jaka ja jestem popaprana...

11 lutego 2007   Dodaj komentarz

A na deser ekler w Toruniu...

O jeju czarodzieju, FAS-CY-NU-JĄ-CE!!!! Jeśli na wagary to tylko z PeKaPe! Ależ Alutka ma teraz buźkę roześmianą, no proszę, no proszę jak niewiele do szczęścia jej potrzeba. Powiem wam szczerze, ja nie rozumiem ludzi, przecież polska kolej to najcudowniejszy środek transportu jakim kiedykolwiek jeździłam. Konduktorzy bardzo, ale to bardzo mili, atmosfera cudowna i te widoki....tak, te widoki. Śliczne, zlewająca się z niebem ziemia, niesłychane! Ale dobrze, kończę już z tym poetyzowaniem, i przechodzę do sumiennego sprawozdania. Jak widzieliście w poprzedniej notatce, pociąg miałam na 8:40, to też nie spieszyłam się zbytnio do szkoły. By nie wzbudzić podejrzeń nieiwiele jednak mogłam się opóźnić, kazdego poranka bowiem do szkoły jadę razem z mamą. Toteż punkt 7:20 byłam przy szkole. Okrężną drogą trafiłam na przystanek MPK (tyż całkiem fajna instytucja, ale PKP to poprostu poezja!) i wsiadłam w pierwszy lepszy autobus jadący na dworzec. Stamtąd (pisze się z tamtąd czy stamtad?) już droga niedaleka do kas po bilety, ale co się nagle okazuje? Okazuje się ,że mój pociąg rusza o godzinie 8:13 (no fajnie), a na bilecie i dworcowym zegarze jest już godzina 8:09 szybciuteńko więc trzeba udać się na peron....tak , peron, a w Olsztynie moi drodzy mamy tych peronów 4 (jak nie więcej). Alutka autentycznie spanikowana podbiegła na szczęście do pierwszego lepszego SOKisty , który na szczęście ją oświecił, że peron 3. No i jak tu nie kochać SOKistów? Biegusiem pędzimy na peron 3 ,ale chwila, który to właściwie pociąg? Znów w zdesperowaniu Ala zmuszona jest podbiec tym razem do konduktora. I ten cudowny człowiek również udzielił mi fachowej informacji, że pociąg, przy którym stoję. No powiedzcie mi, jak to możliwe, że wszyscy tak gnoją tych konduktorów? Przecież to są nasze narodowe złotka. Dobrze, wsiadłam w końcu do pociągu, jak się okazało, bezprzedziałowego i usiadłam w pierwszym lepszym wagonie. Oprócz mnie w tym oto pomieszczeniu siedziało już dwóch mężczyzn (nie to żebym specjalnie wybrała akurat ten przedział:P), niekoniecznie przystojnych, choć jeden całkiem, całkiem, a drugi żołnierz. I pociąg ruszył. Panna Alicja K. wyjęła książkę, zdjęła czapkę i udając, że czyta śledziła wzrok swoich sąsiadów. Chyba nie byli zainteresowani Alutką, to też ona oddała się lekturze. Gdy nagle, do pana wojskowego zadzwonił telefon. Dzwonka nie skomentuję, bo o gustach się nie dyskutuje, bo i niekoniecznie mój "Janosik" musi wszystkim pasować, ale o rozmowie chetnie opowiem, nie byłą zbyt skomplikowana :P. "Ty stary, ***** wypuścili mnie na przepustkę, no , ***** nie wiem jeszcze, ale ***** Maniek to już mnie tak *******, że myślałem ,że mu ******." O jaki ładny szlaczek nam wyszedł, w kazdym bądź razie Alutka wiedziała już, że raczej nie chce dokładniej poznać tego pana. Drugi pan udawał, że śpi, ja udawałam, że czytam (znaczy się coś tam czytałam). Stan ten nie zmieniał się aż do stacji w Iławie, gdzie miałam przesiadkę. Niestety godzinną, nie za bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić, a na dworcu było straszliwie zimno.Wzięłam książkę i czytałam, gdy w końcu spostrzegłam, że ludzie eskortują się do innej części dworca, znaczy się nie masowo, tylko tak jeden po drugim znika, tak , myk, myk. Postanowiłam zajrzeć do tej tajemniczej części za drzwiami. Brawo Alutka! Tam było ciepło :P Niewiele się ogrzałam, bo własnie zbliżała się godzina przesiadki do drugiego ciopągu. Po upewnieniu się(tu pomogli zwykli dobrzy ludzie, chciałoby się zaśpiewać "lecz ludzi dobrej woli, jest więcej..."hihihi),że jestem w dobrym pociągu znów usiadłam na pekapowym siedzeniu, a właśnie! Moi drodzy, ja nie wiedziałam, że PKP takie luksusy posiada, jak podgrzewane siedzenia! To jest dopiero fenomen! Nie ma zmiłuj , ja się zapisuję do Klubu Miłośników Koleji! No dobrze,ale wracajac do relacji, jadę sobie tym pociągiem jadę, tym razem niestety znów bezprzedziałowym, w wagonie znów dwóch mężczyzn i ja :P Hihihi mój żywiół. Niestety mężczyźni jacyś tacy niemęscy...słowem mówiąc odpuściłam sobie kokietowanie odgarnianiem włosów, czy tez inne ruchy, przypominające atak epilepsji i czytałam. Gdzieś tak w 2/3 drogi zrobiłam sobie małą przerwę i zapatrzyłam się w okno, nastawiając w komórkowym radiu jakąś lokalną stację. Bajecznie! Wprost nie do opisania! Przy piosence bodajże zespołu Raz Dwa Trzy ze słowani "trudno niewieżyć w nic.."aż przeszły mi dreszcze, brzmi banalnie, ale autentycznie na moich ustach w zupełnie naturalnym odruchu pojawił się uśmiech.Później radio złapało zakłócenia, ale ja wciąż jechałam nasycając się szczęściem. W tym nastroju dotarłam do Torunia i tu szok. Nie przypuszczałam, że macie tylko jeden peron! Ale pal sześć peron, nie przypuszczałam, że macie taki mały dworzec, przytulny to fakt,ale taki mały? Na prawdę spodziewałam się czegoś bardziej reprezentatywnego, w końcu miałam tam koczować godzinę,ale dobra, pal sześć, kupiłam sobie bułkę na obiad i tradycyjne toruńskie ciastko, czyli eklera :P No właśnie i tu też zaskoczenie! Dlaczego na TORUŃSKIM dworcu nie ma pierników? Toż nawet w górach, na dworcu oscypek można kupić!(no dobra, chyba przesadziłam:P). Fakt ten jakoś przebolałam, choć ekler nie za bardzo mi zasmakował(za dużo kremu!),a co najważniejsze w połowie jedzenia doszłam do wniosku, że chyba głupio robię jedząc ciastko z dworcowego straganu z KREMEM niewiadomego pochodzenia. Po konsumpcji postanowiłam zobaczyć co czai się za drzwiami dworca, też lekkie rozczarowanie...no, ale wiadomo, gdyby ktoś wyszedł za bramy dworca olsztyńskiego niewiele by z uroków miasta zobaczył. Następnym razem muszę lepiej zaplanować taką wycieczkę, zresztą jak już wspominałam czasu miałam niewiele, to też w poszukiwaniu atrakcji wolałam się zbytnio nie oddalać. W sumie szybcutko czas zleciał, wróciłam na peron i usiadłam na ławeczce. Z głośnika dobiegł do mnie głos jakiejś zapewne uroczej pani, że pociąg się spóźni 10 minut, a co tam , i tak was kocham! Ale głos tej pani poprostu mnie rozwalił. Nie opiszę wam go, bo wprost nie potrafię, ale do Torunia warto się udać chociażby ze względu na głos tej pani :P. Ok, środek transportu przyjechał (przynajmniej nie miałam problemu ze znalezieniem peronu;)), ku mojej radości tym razem z przedziałami. Wsiadłam więc i udałam się w poszukiwaniu takowego. Nieopacznie wylądowałam w wagonie dla palących. O zgrozo! Tyle tytoniu to ja się nawet u babci na imieninach nie nawdychałam! Wsiadłam do pierwszego lepszego wagonu i standardowo trafiłam na dwóch mężczyzn. Niestety nie w moim typie. Znaczy się jeden mógł być w moim typie jakieś 30 lat temu, a drugi był takim nażelowanym chłoptasiem z dyskoteki w remizie(Karolince by się spodobał). Pociąg ruszył, a ja niestety poczułam znaczenie napisu "wagon dla palących". Starszy pan bezwstydnie wyjął szluga, nawet okna nie otwierając i zionął tym dymem...ale ja twardo zamiast wyjść na korytarz, siedziałam zakrywając się chusto-szalikiem. Na szczęście owy pan szybko wysiadł i na niekoniecznie szczęście zostałam sam na sam z tym chłopaczkiem. Rozmowy mu się zachciało, spytał się co robiłam w Toruniu, ja mu na to ,że zorganizowałam sobie zajęcia edukacyjne na świeżym powietrzu, później pytanie co on tam robił i odpowiedź ,że pracuje w jednostce wojskowej i znów pytanie odpowiedź, pytanie odpowiedź i w końcu stop. Znaczy się chłopak chyba zrozumiał ,że wolę patrzeć w okno, tym sposobem kolejną godzinę jazdy spędziliśmy w ciszy, jeszcze tylko cześć na pożegnanie i sajonara. No, to jesteśmy już w Olsztynie? Tak, podróż się skończyła, a ja postanowiłam jeszcze pójść do sklepu muzycznego po kabel do gitary, który niechybnie zgubiłam na koncercie w LOV. Nie lubię tego blond sprzedawcy, taki trzeciorzędny cwaniaczek...Ale nie o tym chciałam rozprawiać. Słowem mówiąc, ta podróż baaaaaaaaardzo mi się przysłużyła. Ten błogi spokój i widoki pozwoliły mi się trochę na nowo poukładać. Ja wiem, że wagary są be, fe i de...ale teraz właściwie mogę wam obiecać, że jeśli na wagary to tylko z pekape, czyli nie więcej niż raz w miesiącu, bo przecież trzeba mieć bilety. Żartuju, nie wagaruję tak często ;) W kazdym bądź razie polecam każdemu!

A jutro spotkanie z panem Sławkiem...ciekawe...

09 lutego 2007   Dodaj komentarz

Wir fahren nach?

Mam przed sobą mapę Polski. Zawsze chciałam pojechać do Wrocławia odległość jednak tę możliwość wyklucza. W grę wchodzą jedynie miasta z północnej i środkowej części naszego kraju. Faworytem wydaje się być Toruń, jednak Poznań róznież wydaje się być ciekawy...hmmm, a może Łódź, tylko co w Łodzi? Miasto to raczej przemysłowe...Może Gniezno? Kolebka polskości, jezioro Gopło i te sprawy, tak Alutka utop się w tym jeziorze! Przecież ty i tak większość tego czasu chcesz spędzić w pociągu, chyba nie masz zamiaru przechadzać się po starówce, choćby niewiadomo jak pięknego miasta w mrozie...Tutaj trzeba patrzeć pod kątem synchronizacji połączeń. A jeśli będzie opóźnienie, no to będziesz miała Alutka problem...Trzeba będzie dzwonić i kłamać , że się poszło do koleżanki, oj nie dobrze, nie dobrze....Ale najbardziej to się boję, że mnie zgarną , co wy na to? A może by tak do Rosji? Znaczy się obwodu kaliningradzkiego? No dobra, przeginam...Wejdźmy teraz na rozkład jazdy Państwowych Kolej Przewoźniczych. I mamy tak:

Olsztyn Główny
Toruń Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
06:38  
09:36  
 2:58  
Olsztyn Główny
Toruń Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
08:40  
12:15  
 3:35  1  
   Olsztyn Główny
Toruń Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
10:47  
13:38 

Poznań zdecydowanie odpada, Alutka się przeliczyła w związku z odległością. Do Gniezna tyż za daleko. Sprawdźmy jeszcze Łódź...Nie, niestety, a może stety zostaje nam tylko Toruń, mnie tam się podoba. Wisła jest, więc nie będę musiała się topić w jakiejś małej zamulonej rzecce, gdyby mnie taka chęć naszła...(żart, Alutka powtarza, nie planuje samobójstwa) No dobra, to teraz jeszcze trzeba sprawdzić przyjazdy...I najważniejsze, koszt biletów. W gruncie rzeczy na ten cel mam tylko jakieś 50 złotych...A może pekaesem? O nie...aż tak zdesperowana nie jestem... I powroty mamy tak:

Toruń Główny
Olsztyn Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
11:50  
14:24  
   
   Toruń Główny
Olsztyn Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
12:37  
14:50  
 2:13    
   Toruń Główny
Olsztyn Główny



  
  
 09.02.07 
  odj  
  przyj  
15:28  
18:11  
 2:43  0  

No, całkiem dobrze się składa. Jeszcze sprawdźmy cenę...tu pewnie nastąpi rozczarowanie...Bilet normalny-32 złocisze, ulgowy jak się domyślam połowa tej ceny, więc nie jest tak źle... No to do zobaczenia w Torunu :P

08 lutego 2007   Dodaj komentarz

O psie, który zastanawia się, gdzie pojechać...

Jonasz Kofta "Kiedy się dziwić przestanę..." Kiedy się dziwić przestanę
Gdy w mym sercu wygaśnie czerwień
Swe ostatnie, niemądre pytanie
Nie zadane, w połowie przerwęBędę znała na wszystko odpowiedź
Ubożuchna rozsądkiem maleńkim
Czasem tylko popłaczę sobie
Łzami tkliwej i głupiej piosenki

By za chwilę wszystko zapomnieć
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie

Kiedy się dziwić przestanę
Zgubię śpiewy podziemnych strumieni
Umrze we mnie co nienazwane
Co mi oczy jak róże płomieni

Dni jednakim rytmem pobiegną
Znieczulone, rozsądne, żałosne
Tylko życia straszliwe piękno
Mnie ominie nieśmiałą wiosną

Za daleko jej będzie do mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie

Kiedy się dziwić przestanę
Lżej mi będzie i łatwiej bez tego
Ścichną szczęścia i bóle wyśmiane
Bo nie spytam już nigdy - dlaczego?

Błogi spokój wyrówna mi tętno
Gdy się życia nauczę na pamięć
Wiosny czułej bolesne piękno
Pożyczoną poezją zakłamię

I nic we mnie i nic koło mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie

Dzisiaj, w ramach odchamiania pozowliłam sobie zarzucić tym wierszem. Dlaczego akurat tym, ano najtrafniej oddaje mój nastrój. Na dzień dzisiejszy stwierdzić mogę, nic w stanie zadziwić mnie nie jest. Na próżno zaczęłam opisywać wam tu moje dylematy odnośnie powrotu do Grzegorza. Problem rozwiązał się sam, słowem mówiąc zamilkł. Pewnie jedynie sprawdzał, czy można zrobić taki trik, że on się nie będzie odzywał przez jakiś czas (w którym to czasie powiedzmy albo uda mu się z jakąś inną panią, albo wykorzysta swój trik) i po pewnym czasie odzywać się zacznie. Ala na eksperyment nabrać się dała i z pewnością nabierze się raz następny i następny, dopóki nie pojawi się ktoś kto Alutką się zaopiekuje. Jestem tak bezdennie naiwna i ufna, że kiedyś za to beknę, cały czas za to bekam...Zostawcie mnie wszyscy w spokoju! Przecież jest tyle innych naiwnych, nie mających szacunku do siebie dziewczyn, dlaczego akurat na mnie trafiacie? Dlaczego bawicie się moimi uczuciami? Mam dosyć, chciałam się dzisiaj wytarzać w śniegu, nie potrafiłam...Jestem ograniczona, nie potrafię już robić tego na co mam ochotę, bo co sobie ludzie pomyślą? Nie potrafię nawet wyrażać swojego zdania, którego zreszta nie posiadam....W sobotę prawdopodobnie spotkam się z panem Sławkiem z przed kilku notek. Jutro prawdopodobnie nie będzie mnie w szkole. Będę siedzieć w szafie, dosłownie i mam gdzieś co o mnie myślicie. Mam wszystko gdzieś, bo i tak ja się nie liczę...Przecież to brzmi komicznie, wiadomo, że się liczę, ale na potrzeby odzwierciedlenia tego jak się czuję muszę przecież trochę podramatyzować. Nie mogę siebie słuchać, co bym nie powiedziała sama z siebie kpię...Kogo to obchodzi, od dwóch notek, piszę wszystko w tym samym tonie...Wracając do mojej jutrzejszej absencji. Niekoniecznie uśmiecha mi się spędzić cały dzień w szafie może macie jakieś pomysły? A może by tak pobawić się w psa, który jeździł koleją? Nie, nie juz mnie moi drodzy źle rozumiecie! JA NIE UCIEKAM Z DOMU, ja biorę pod uwagę (zaznaczam biorę pod uwagę, nie jestem zdecydowana i nie sądzę abym się zdecydowała) 8 godzinną wycieczkę koleją. Tak, żeby na obiadek już być w domu i opowiadać jak tam mi minął szkolny dzień. To jest myśl! Moi drodzy, to jest myśl! Po pierwsze, nie będę musiała siedzieć w szafie, po drugie nie bedę marznąć , gdzieś na dworzu gdybym zdecydowała się nie siedzieć bezczynnie w szafie, po trzecie przeczytałabym jakąś książkę w końcu,po czwarte, to idiotyczne...przecież konduktor może mnie zwinąć. Chociaż...cholera, chyba to zrobię! Dawajcie pomysły, gdzie się można udać. Przypominam , czas jazdy nie przekraczający 4 godzin (łącznie z przesiadkami)... Czyżbym umiała się jeszcze zadziwić? Będzi co dzieciom opowiadać....

08 lutego 2007   Dodaj komentarz

Aluś nie filozuj...

No tak, dostałam prztyczka w nos. Między innymi za te komentarze przy rozmowie, ale trochę źle zostałam zrozumiana ;) Były one ironiczne, miały kpić zarówno z niego, jak i z mojej takiej pozornej "pyskówki". To tak tytułem wstępu, chociaż nie, odniosę się jeszcze trochę do komentarza pewnego pana, trochę tam namazał, więc powiedzmy, że mu się należy. Rzeczywiście ma pan rację, przesadzam i traktuję Grzegorza jak ojca, to się specjalistycznie bodajże nazywa "kompleks Elektry". I tak sobie dzisiaj przemyślałam swoje zachowanie, przeczytałam nasze rozmowy kiedy jeszcze wszystki słowa "miodem opływały" i kiedy już miodu zabrakło. Niestety wychodzi na to, że na dobrą sprawę, to ja byłam katem! Paradoksalnie, ale naprawdę dochodzę do tego wniosku. Bo w sumie ile razy można pisać, że się kogoś kocha, że się za nim tęskni i otrzymywać jedynie jakieś lakoniczne smsy w stylu "ja też". Eh, jestem beznadziejna...nie, nie pocieszajcie mnie, muszę coś zrobić z tą swoją sztucznością. Muszę nauczyć się okazywać uczucia. Tu potrzeba superniani(żart, wszyscy się śmieją). Sama się nie nauczę, a jak tylko wspominam o psychologu mama się w głowę puka i poleca panią szkolną pedagog. Jak ja się ludzi boję i dać jej zwolnienie to już jest dla mnie sztuka, a co dopiero otwierać się przed nią, jeszcze to wykorzysta:P...Zresztą mamie się nawet nie dziwię, o psychologach i ich zdolnościach mam w sumie zdanie podobne...rozwiązaniem tu albo psychiatra, albo przyjaciółka (tylko co ja poradzę, że kobiet nie cierpię?)...Albo egzorcyzmy. Właśnie, ostatnio, może śmiesznie to brzmi, ale dochodzę do wniosku, że jestem opętana...No dobra, przesadzam, ale powinnam iść do spowiedzi...Tyle, że ja już zapomniałam właściwie jak to się robi i co gorsza nie wiem czy wszystkiego żałuję...No i sprawa podstawowa ja się boję ludzi! Czy wy sobie wyobrażacie jak wielkim stresem jest dla mnie podejść do konfesjonału i się wyspowiadać? Jeszcze, gdy ksiądz jest przygłuchy i muszę powtarzać wszystko po trzy razy, to już kompletnie mnie ten teges...Eh...kiedy to ja ostatni raz byłam przy spowiedzi? Nie jest źle, palce jednej reki jeszcze mi wystarczają, aby to zliczyć, ale...co to była za spowiedź, gdy główne grzechy to było mężczenie zwierzątek i przezywanie kolegów...teraz...nie wyszłabym z konfesjonału przez dobrych kilka godzin...ciekawe czy bym w ogóle rozgrzeszenie dostała...Inna sprawa, jeśli spowiednik byłby młody, to pewnie spowiadając się zgrzeszyłabym myslą prędzej niż dostała rozgrzeszenie...Tak, tak moi drodzy ja jestem złą kobietą...Podstawową jednak przeszkodą jest to, że ja chyba już nie wierzę w Boga...Znaczy się wyznaję wszystkie zasady moralne stawiane przez Kościół, ale w dobrotliwego pana z brodą uwierzyć w stanie już nie jestem...szkoda, bo brak wiary mnie niszczy...Tylko czy ja kiedykolwiek wierzyłam w Boga? Wątpliwe, chadzanie pod przymusem do kościoła, nie bardzo budziło moją miłość do Niego...później przyszedł bunt, na początku chciałam być satanistką, nawet kupiłam sobie taki ładny pierścionek z kiosku Ruchu przedstawiający jakiś twór kozłopodobny i twardo chadzałam ubrana na czarno w zeszycie oczywiście pentagramy, ale jakoś nie czułam więzi z tymi pożeraczami kotów. Przeszłam więc, inspirując się Matriksem,(ha, żebyście wiedzieli jakiego ja miałam bzika na punkcie tego filmu! Słowo daję, scenariusz znałam na pamięć, każdą kwestię) i moim nowym narzeczonym, Keanu Reeves'em na buddyzm. Potrafiłam godzinami siedzieć w pozycji "kwiat lotosu" wyczekując nirvany, ta jednak nie przychodziła, to dałam sobie spokój. Wróciłam na katolicyzm, przez pewien czas bawiłam się w dewotkę, oczekiwałam nawiedzenia, ale i to nie przyszło, a co gorsza zaczęłam filozofować nad doktrynami Kościoła tym sposobem stając się heretykiem. Teraz czekam aż ktoś weźmie mnie za łapkę (niestety tylko dosłownie, wszelkie namowy nie działają) wykąpie w chrzcielnicy i zaprowadzi do konfesjonału. Inaczej ciągle będę trwała w tej swojej pseudoelokwencji i myślała, że oto religia to opium dla mas(Lenin tfu!). Bo właśnie tak rolą zakończenia, dlaczego do kościoła uczęszcza tak wiele kobiet? Dlaczego jest tak mało mężczyzn? Drogą mojego rozumowania wychodzi, że mężczyźni po prostu nie dają się "nabrać" na to wszystko...

05 lutego 2007   Dodaj komentarz

Quo vadis?

Mam zimne nogi, piekące policzki i nieprzespaną noc za sobą. Znowu się zaczyna, wtedy byłam jedynie bardziej szczęśliwa. Teraz nie potrafię. Nie powinnam była się do niego odzywać. Powinnam zablokować jego numer gg i nie odpowiadać na smsy. On chyba nie ma już żadnego szacunku do mnie, myśli, że się wykpi. Ja już nie wiem! Gdybym o tym komus powiedziała, na pewno kazałby mi się trzymać od niego z daleka, tyle, że ja jak zwykle powiedziałabym, że nie rozumie całej tej sytuacji, że nie zna szczegółów...Oślepłam, straciłam szacunek do siebie, przecież doskonale wiem jak to się skończy...

18:12:25 GG# 74xxxxx
:*szkoda ze sie nie odzywasz
21:33:19 GG# 74xxxxx
hej
21:35:59 Ja (GG #11654)
cześć
21:34:33 GG# 74xxxxx
masz ochote pisac??
21:37:11 Ja (GG #11654)
wszystko mi jedno
21:35:10 GG# 74xxxxx
to moze nie bede pisal w takim razie?? (-no proszę, już się stawia...)
21:35:18 GG# 74xxxxx
:)
21:38:13 Ja (GG #11654)
a masz coś ciekawego do napisania?
21:36:05 GG# 74xxxxx
zalezy co okreslisz mianem ciekawego (-filozof się znalazł)
21:36:14 GG# 74xxxxx
powiedz prosze co u ciebie??
21:38:56 Ja (GG #11654)
jak zwykle nic
21:36:58 GG# 74xxxxx
aha....
rozumiem
21:37:13 GG# 74xxxxx
zaskoczenie ze sie odezwalem... zapewne juz zapomnialas o mnie....
21:40:06 Ja (GG #11654)
ta, kto tu o kim zapomniał...
21:40:25 Ja (GG #11654)
chociaż masz rację zapomniałam ,tyle ,że musiałam w to włożyć trochę wysiłku...
21:38:54 GG# 74xxxxx
...
21:39:02 GG# 74xxxxx
aha a u mnie niby to tak od zaraz (-ty ***, tak, zwal winę na mnie)
ale luzzz
....
21:39:17 GG# 74xxxxx
no nic
21:39:29 GG# 74xxxxx
szkoda ze nawet nie napisalas sms czy zemna wszystko ok (-może Karolinka powinna ci napisać smsa)
21:39:43 GG# 74xxxxx
mialem wypadek lezalem w szpitalu itd itp... ale co kogo to... co nie...
21:42:29 Ja (GG #11654)
przykro mi, nie wierzę...
21:40:20 GG# 74xxxxx
szkoda :)
21:40:32 GG# 74xxxxx
ze nie wierzysz
21:43:04 Ja (GG #11654)
a cóże ci się tam takiego stało?
21:40:41 GG# 74xxxxx
wypis ze szpiatala mam
bole kregoslupa do dzis
21:40:58 GG# 74xxxxx
i zdejcia wiecej mi nie trzeba....
21:41:15 GG# 74xxxxx
wypadek samochodowy...
21:41:28 GG# 74xxxxx
sobie nie wierz ile wejdzie
21:41:34 GG# 74xxxxx
nie mam zamiaru bys sie litowala (-to po co mi o tym piszesz?)
21:43:43 GG# 74xxxxx
ok widze ze to raczej nie ma sensu poniewaz jestes chyba zbyt dumna by zemna pisac  (-co poeta miał na myśli?)
21:46:31 Ja (GG #11654)
hehe dumna....nie przesadzaj...
21:47:13 Ja (GG #11654)
co mam powiedzieć? Jak ci współczuję?
21:45:07 GG# 74xxxxx
raczej watpliwe ze nie wierzysz....
21:45:23 GG# 74xxxxx
to raz a dwa ze mnie kregoslup boli do dzis chodze jakby mi ktos w dupe nakopal (-hihi ja tam braci o nic nie prosiłam ;))
21:48:44 Ja (GG #11654)
i co, pielęgniarki szukasz?
21:46:24 GG# 74xxxxx
nie
nie potrzebuje
21:46:36 GG# 74xxxxx
mam siebie (-popatrz, popatrz, jaki samowystarczalny, seksualnie też chyba sobie poradzisz)
21:49:08 GG# 74xxxxx
ok Alu widze ze raczej niechcesz mi wybaczc i ze mna pisac...
no nic
 
21:51:44 Ja (GG #11654)
czekaj,
21:49:34 GG# 74xxxxx
smutno mi (-no nie, chyba zaraz się popłaczę! Grzesiu jest smutny!)
oki poczekam
21:50:09 GG# 74xxxxx
nie pisze tu w celach matrymonialnych ale... gryzie mnie sumienie ze tak to jest i wcale sie niechce spotykac ... ale pisac... i przekonac Cie do siebie zle zaczolem :( (-zacząłem,baranie)
wybacz mi :(
21:53:05 Ja (GG #11654)
to idz do spowiedzi... (-ah te moje wyszukane poczucie humoru:P)
21:53:11 ja (GG #11654)
dobra, stop...
nie będe cię obrażać
21:50:53 GG# 74xxxxx
??
21:51:05 GG# 74xxxxx
do spowiedzi??
21:53:42 Ja (GG #11654)
heh żartowałam
21:51:46 GG# 74xxxxx
aha
21:51:54 GG# 74xxxxx
ale zarcik :) no ala monty pyton
przeprosilem
wiecej nie umiem ale i to jest wiele (-czy nie uważacie, że on jest zadufany w sobie?)
21:52:11 GG# 74xxxxx
i nic nie oczekuje w zamian   (-oh jak mam ci dziękować, juz myslałam, że mnie oskarżysz o molestowanie)
21:52:17 GG# 74xxxxx
poprostu chce bys przebaczyla
21:54:58 Ja (GG #11654)
ok, ok ja tam ci wybaczam nic mi takiego nie zrobiłęś w sumie...
21:52:47 GG# 74xxxxx
w sumie..
dziekuje
21:53:01 GG# 74xxxxx
kiedys jak bedziesz miala czas i ochote sie spotkac
to bedzie mi milo
i bez podtesktow niczego...
21:55:41 Ja (GG #11654)
tak w sumie to mam do ciebie ogromny sentyment...
21:53:26 GG# 74xxxxx
nie przeginaj do takiego chama??
21:56:15 Ja (GG #11654)
no tak ,ale ten cham miał być księciem z bajki... (-zauważyliście, że nadużywam sformułowania "książe z bajki?)
21:54:18 GG# 74xxxxx
wiec jestem jednak chamem  (-to mnie zirytowało)
21:54:28 GG# 74xxxxx
wiesz bylbym chamem gdybym sie psotykal zkims innym
21:54:38 GG# 74xxxxx
i potraktowal cie jak gowniare a tak nie bylo nie jest i nie bedzie (-nie, skąd, przecież to normalne wśród dorosłych ludzi żeby mówić jak to się wielkim uczuciem darzy, a później ni stąd ni z owąd się nie odzywać)
21:57:43 Ja (GG #11654)
dobrze, określmy cię wiec jako niewłaściwego mężczyznę...
21:56:30 GG# 74xxxxx
i takim pozostane:)
21:56:36 GG# 74xxxxx
niewlasciwym dla ciebie tak?? (-masz jakieś wątpliwości?)
21:56:44 GG# 74xxxxx
i nie mezczyzne brakuje mi do tego chlopca...
ktory sie miota...
22:01:02 Ja (GG #11654)
powinnam sobie odpuścić związki, jestem za młoda...więc jesteś niewłaściwy jak każdy inny...
22:00:02 GG# 74xxxxx
rozumiem;*
22:04:19 Ja (GG #11654)
;)
22:05:05 Ja (GG #11654)
nic nie rozumiesz,ale pozwalam ci żyć w takim przekonaniu... (znowu cięty żart Alicji K.)
22:02:45 GG# 74xxxxx
dobrze nic nie rozumiem
22:02:54 GG# 74xxxxx
sluchaj bedziesz chciala sie zemna spotkac... (-nie bądź taki pewien)
22:05:41 Ja (GG #11654)
to pytanie czy stwierdzenie?
22:04:19 GG# 74xxxxx
pytanie
22:04:25 GG# 74xxxxx
z kropkami
22:07:02 Ja (GG #11654)
pewnie będę...
22:05:10 GG# 74xxxxx
wybacz za mala dygresje... malutenka jedna jedyna puszcze ja w powietrze i tak brakuje mi Twojego Pocalunku i Ciebie....
dobra to na tyle... (-hahhahaha myślisz, że mnie weźmiesz na takie teksty? No dobra, masz racje...)
22:07:55 Ja (GG #11654)
niezły bajer
22:05:52 GG# 74xxxxx
a kiedy miala bys czas
22:06:07 GG# 74xxxxx
nom
22:08:43 Ja (GG #11654)
jutro, pojutrze...
22:06:31 GG# 74xxxxx
we wtorek dala bys ade w pon mam egzamin
i do poniedzialku raczej nie (-no to adios, to ja mam się do ciebie dostosowywać?)
22:09:22 Ja (GG #11654)
we wtorek mam zajęcia z basu nie wyrobię się...
22:09:36 Ja (GG #11654)
ewentualnie środa, będź też piątek
22:07:06 GG# 74xxxxx
rozumiem   (-wnerwia mnie to jego "rozumiem")
22:07:14 GG# 74xxxxx
dobrze sroda o ktorej?
22:09:57 Ja (GG #11654)
kończe 14:30
22:07:46 GG# 74xxxxx
ok a o ktorej mozemy sie psotkac
22:10:51 Ja (GG #11654)
myślę ,że w okolicach tej godziny
22:08:25 GG# 74xxxxx
z wtorku na srode jestem w warszawie
22:08:35 GG# 74xxxxx
o 8 konferencja
a potem wracam
zobaczymy
22:11:30 Ja (GG #11654)
ok, muszę juz kończyć...
22:11:38 Ja (GG #11654)
trzymaj się ;)
22:09:08 GG# 74xxxxx
aha    (-co aha?! Może się teraz na mnie obraź)
22:09:14 GG# 74xxxxx
odezwij sie prosze do mnie
22:09:20 GG# 74xxxxx
nie zostawiaj mnie tak
22:11:55 Ja (GG #11654)
zobaczymy ;)
22:09:27 GG# 74xxxxx
chociarz sygnal pusc (chociaż! z kim ja się zadaje...)
22:12:04 Ja (GG #11654)
ok
22:12:11 Ja (GG #11654)
papa
 
Nie wiem, a może to ja przesadzam? Jestem w końcu pełna goryczy, może on na prawdę żałuje... Właściwie to wiem, że nie chciałabym spędzić z tym człowiekiem reszty życia. Wydaje się być cwaniakiem, bardzo zadufanym w sobie. Po co więc znowu się z nim spotykam? Przecież to strata czasu. Co z tego, że mam 15 lat? I tak nie mam czasu, nie chcę zakładać rodziny po trzydziestce. Jeśli poświęce temu człowiekowi ten kawałek mojego życia być może stracę szansę na poznanie kogoś na prawdę wartościowego. Jestem pogubiona, w kompletnej rozsypce. Nikomu nie ufam, w nic nie wierzę, do czego to prowadzi? Świetnie, znowu zaczynam się mazać...Bo on proszę państwa jest taki fajny, ma taką fajną maniere i jest tak fajnie wysoki (to jest moja pieta achillesowa)...eh gdy sobie przypomnę, jak musiałam stawać na palcach chcąc go pocałować...Dobra, dość. Popatrzmy ze strony praktycznej. Jeśli zacznę się z nim teraz spotykać zapewne nici z moich planów feriowych, nie przeczytam żadnej książki, bo będę się z nim szlajać żeby Grzesiu nie miał pretensji, że go zaniedbuje. On jest niesamowicie zaborczy. A mi to chyba imponuje...
04 lutego 2007   Komentarze (4)

A czy ty wiesz, gdzie jest teraz twoje dziecko?...

Notka pisana u babci na imieninach w godzinach 18:09-19:19...

Zadzwonił do mnie, bezczelnik puścił mi sygnała po półtoramiesięcznym milczeniu. Nie wiem co mam o tym myśleć...Z jednej strony przed oczami mam te wszystkie, nie da się ukryć, miłe chwile, poczucie bezpieczeństwa i inne takie farmazony, które odczuwaja kobiety w związku, a z drugiej, to potworne uczucie odrzucenia i dezorientacji. Nie spodziewałam sie, że kiedyś stanę przed takim dylematem todem z brazylijskiej telenoweli. Rozum mówi mi abym nie nawiązywała na nowo kontaktu, serce szepce i przypomina mi te fragmenty znajomości dzięki którym przez miesiąc naszej znajomości chodziłam z uśmiechem na ustach (rany, to brzmi kiczowato!) Zobaczmy jak daleko posunie się pan Grzegorz próbując wrócić w moje łaski. W końcu czas jest najlepszym doradcą. Właściwie wy nie wiecie cóże się tam między mną, a nim tak strasznego stało, że przez 4 notki wypłakiwałam sobie oczy. Znacie jedynie jakieś drobne wzmianki pomiędzy dość obszernym wylewaniem jaka to ja jestem nieszczęśliwa. W dodatku fragmentami obsceniczne, trywialne. Opowiem więc wam dzisiaj tę historię.

Po spotkaniu pierwszy przyszedł czas na spotkanie drugie. Było to dnia następnego, czyli w niedzielę, 7 grudnia. Jako, że pogoda zmieniła się diametralnie w stosunku do soboty, Grzegorz wyszedł z propozycją abysmy pojechali do jego mieszkania. Każda normalna, szanująca sie dziewczyna oczywiście by odmówiła. Nie Alutka. Żeby była jasność, w mojej dziecięcej świadomosci nie mieściło się nic więcej niżli całowanie. Sam Grzegorz deklarował zresztą, że chce mi pokazać kilka teledysków grupy Dream Theater. Podobał mi się, imponował mi swoją widzą, nie wydawał się być niebezpieczny, do stracenia miałam jedynie cnotę. Pojechałam z nim. I rzeczywiście oglądalismy teledyski, później puscił muzykę, usiedlismy na przeciwko siebie, wziął moje dłonie i rozmawialiśmy. W pewnym momencie pochylił się nade mną w wiadomym celu, a ja swoim starym zwyczajem uchyliłam się. Wypiszczałam "ja nie potrafię", a on powiedział abym mu zaufała. Był cierpliwy, mimo kolejnych moich uchyleń, nie dawał po sobie poznać ,że jest poirytowany tym zachowanie (taaa zupełnie jakby już miał do czynienia z innymi takimi głupimi siksami). Szczerze chciałam go pocałować, ale bałam się niesłychanie ,że zrobię coś nie tak. W końcu stało się, złączyłam z nim usta. Wrażenie niesłychane. Co prawda minął od tamtej niedzieli już kawałek czasu, lecz nadal nie mogę się pozbyć rumieńców pisząc o tym. To co wtedy sobie myślałam na ten temat obrazuje fragment Balladyny. Ha, nauczyłam się nawet na pamięć to i przytoczę.

"Stój! Pocałowanie to ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczym wianie za każdym pocałunkiem jeden listek spada, nieraz dziewica czysta i smutkiem blada dlatego ,że spadł jeden liść u serca kwiatu nie śmie kochać i daje pożegnanie światu i do mogiły idzie nigdy nie kochana."

Tym był właśnie dla mnie ten pocałunek. Często powtarzałam sobie ten fragment, gdy między nami poczynało się psuć, gdy się spsuło nauczyłam się Fragmentu bodajże "Sonetu do trupa" Andrzeja Morsztyna, ale o tym kiedy indziej. Wraz z tym pocałunkiem Grzegorz stawał się moim księciem z bajki, tym wymarzonym. Aleksander w tamtej chwili był pikusiem, nie dorastał mu do piet. Grzegorz był najprzystojniejszy, najmądrzejszy, najukochańszy. Tak moi drodzy, tak odczuwała to nastolatka. Wracając jednak do biegu wydarzeń. Tego dnia zdołałam mu jeszcze powiedzieć, że mam 15 lat. Reakcja była dośc chłodna, jakoś jednak doszliśmy do porozumienia i znó poczęliśmy się całować. Tyle, że tym razem dłonie pana Grzegorza zeszły niżej. Niekoniecznie uważałam to za właściwie, ale pomyślałam, że jeszcze na to mogę mu pozwolić. Nagle, zupełnie jakby wyczuwając całą sytuację zadzwoniła moja mama. Pytała się, gdzie jestem. Wychodząc z domu powiedziałam, że ide do Magdy M., jak się okazało mama dzwoniła jednak do domostwa państwa M. i nikt tam nie odbierał. Oczywiście, mogłam brnąć, że rodziców Magdy nie ma w domu,a my słuchałysmy właśnie głośno muzyki, ale byłam zbyt rozemocjonowana i ten argument do głowy mi nie przychodził, a mama poprosiła do telefonu wspomnianą wyżej koleżankę, której z wiadomych powodów podac nie mogłam. Argument, że Magda przechodzi mutację głosu by nie przeszedł. Mama kazała mi wracać, w jej głosie nie było słychać zbliżającej się kłótni. W domu sprawę przejął tata. Nie było głośno, drążył jedynie gdzie byłam. Dostałam zakaz przebywania na komputerze. Kara była więc znikoma. Niewiele sobie z niej robiłam i za tydzień (aż za tydzień z nawału zajęć) znów spotkałam się z moim ukochanym. Znów pojechaliśmy do niego, tym razem Grzegorz posunął się jeszcze dalej. Nie dość, że frekwencja jego dłoni na intymnych częściach mojego ciała była zdecydowanie większa, to Grzesiu chyba sprawdzał na ile może sobie pozwolić. Mówiąc "zaufaj mi" sprawiał ,że ufałam mu bez żadnych granic. Nie miałam powodów by się go bać, wszystko działo się za moją zgodą. O dziwo! Gdy teraz to sobie przypominam, wręcz pluję sobie w brodę, jak ja mogłam, przecież zachowałam się jak jakaś pierwsza lepsza zdzira za przeproszeniem. Myślałam, że uda mi się tutaj napisać na ile sobie pozwoliłam, wstyd jednak bierze górę, a szczegółowość chyba niczemu tutaj nie służy. Mogę was uspokoić, nadal jestem dziewicą, a dzięki temu "związkowi" jedynie upewniłam się w tym ,że tego dziewictwa stracić nie chcę aż do ślubu (mojego). Ale miałam pisać jak ta znajomośc potoczyła się dalej. Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy. Robiliśmy to samo. I przyszły święta...On wyjechał do rodziny( a przynajmniej tak mówił) i zostawały jedynie smsy w krótkim czasie zmieniły się w sygnały, które z kolei zamieniły się w kompletną ciszę. Próbowałam się dowiedzieć o co mu chodzi, pisałam żewne smsy i równie żenujące wiadomości na gg. On milczał. Postanowiłam więc założyć profil na ilove.pl, nick "msrobinson". Jako zdjęcie wkleiłam facjatę jakiejś przypadkowej, boguduchawinnej dziewczyny i zagadałam do Grzegorza(on również miał profil na ilove) Byłam pewna, że nie odpowie. Uzupełniając bowiem rubryki tego profilu starałam się wykreować taki typowy, seryjny produkt kultury masowej. Bez żadnych ambicji życiowych chadzające na dyskoteki, wysolaryzowane, zdziecinniałe, 19 nic. Dziewczynę, która dodatkowo nie zdała matury, ma tatuaż na plecach w kształcie motyla i pracuje jako barmanka. Wykreowałam dziewczynę ,która była dla mnie kompletnym zerem, jedyne co nas łączyło to pustość. Jak się jednak okazało, Grzegorz chwycił haczyk, nawiązał z nią dialog, najsampierw mejlowy, później w ruch poszło gg. Nie przeszkadzało mu to ,że Karolcia jest wulgarna i pisze jak pokemon (KoFfAnIe, mIsIaCzKu), chciał się z nią spotkać. Zwodziłam go przez jakiś czas wypytując się o jego zeszłe znajomości z kobietami i dowiedziałam się,że biedaczyna jest po "ciężkim związku" i nie chce o tym opowiadać, bo "to zła kobieta była". O ty sku*****! Ty chyba złej kobiety nie widziałeś! Wiem, że pewnie ściemniał naszej Karolince,ale zdecydowanie mnie to zabolało. Wyszło, byłam dla niego łatwa zdobyczą, zabawką,a co najgorsze nie moge mu nic zażucić. To ja byłam panem sytuacji i ja na wszystko pozwalałam. Ja złamałam swoje zasady i teraz wiem ,że nie chcę ich łamać nigdy więcej.

03 lutego 2007   Dodaj komentarz

Ml sem sen, e na jeden den mi oteveli celu...

Postanowione. Mam już konkretny plan na ten cudowny okres dwóch tygodni błogiego spokoju. Jadę na odwyk ;) Od telewizora, internetu i moich godnych pożałowania znajomości internetowych. I nie ma zmiłuj, bo nawet w desperacji nie będe miała jak się dostać do tych narzędzi szatana. Wyjeżdżam do Naglad. Spokojnej, odciętej od świata wiochy. Będę czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Narobiłam sobie niemałych zaległości. Na pierwszy ogień idzie końcówka "Zbrodni I Kary" Dostojewskiego, później mamy w planach epopeje narodową, czyli "Pana Tadeusza", następnie, zaczęte jeszcze w wakacje i do tej pory nieskończone "Osudy dobrho vojka vejka za svtov vlky" czyli po polskiemu "Przygody dobrego wojaka Szwejka". Ale to nie koniec, moje ambicje przewidują jeszcze trzy pozycje czytelnicze. Dokładniej "Polactwo"- Rafała Ziemkiewicza i dwie książki pióra mojego faworyta (Łysiak!), mianowicie "Cena" i "Najgorszy". Jak widzicie lista jest długa, ale Alutka czuje, że tak mocno zaniechała ostatnio swojego rozwoju, że grzechem byłoby, gdyby ten  genialny, darowany wspaniałomyślnie czas dwóch feriowych tygodni zmarnotrawiła! Wracając jednak do planu. Pobyt w Nagladach będzie jednak trochę urozmaicony. Oczywiście cały dzień mam nadzieję będę siedzieć w książkach ,ale postanowiłam zaadaptować mój pomysł z zawinięciem twarzy bandażem. Te dwa tygodnie będą sprawdzianem przed dwoma miesiącami wakacji, chociaż nie sądzę bym się zdecydowała na tak głupi pomysł, w końcu przez dwa tygodnie tylu mężczyzn można spotkać;). No tak, wszystko jednak przede mną,a do ferii jeszcze tydzień i dwie prace klasowe. Fizyka brrrr,ale da się przeżyć i geografia brrrrrrrr, moim zdaniem najczęstszy powód samobójstw nastolatek. Feralnie ostatnio (czyli przed jakimiś dwoma miesiącami) kochani koledzy z II klasy natrafili na moje mp3 pod moja nieobecnośc, a że dzieciaczki w życiu takiej zabaweczki nie widziały to pewnie poczęły wciskać chaotycznie wszystkie klawisze czym zapewne doprowadzili do spalenia płyty głównej. Winnego teraz ze świecą szukać, dodatkowo pan ojciec postanowił mnie uczyć zaradności życiowej i dochodzić naprawy gwarancyjnej muszę sama. A ja ni hu hu nie potrafię. W gruncie rzeczy mam jeszcze 2 lata. Jednak nie o tym chciałam rozprawiać. Chodzi o to, że, gdy nie ma mp3 nie mogę nagrywać ściąg, a praktykę tą najczęściej stosowałam w wypadku prac klasowych z geografii. No trudno trzeba się będzie zacząć edukować. A propo sukcesów edukacyjnych. Moi drodzy, czy wy wiecie kto był najlepszym humanistą według ogólnopolskiego konkursu "Alfik humanistyczny" w województwie Warmińsko-Mazurskim? Hihihi JA! Całujcie mnie w stopy moi drodzy! Ja byłam najlepsza! Tak, żadna Jagusia, żaden Gołot ni Filip, tylko ja! Ehhh Alutka ty masz jakieś kompleksy? Ale przyznaję, nieźle mi się to przysłuzyło w klasowych notowaniach i trochę podratowałam swój honor, po sobotniej olimpiadzie z j. polskiego, gdzie zaliczyłam bolesny upadek. I tak, co ja chciałam napisać? Wiem chciałam wam napisać, że ciągle pracuję nad moją znajomością z Bartoszem. Tzn. chyba bardziej on nad tym pracuje, bo zagadał do mnie po ostatnich zajęciach, ah ten jego usmiech! Hihi jak ja kocham takie rudowate zwierzaczki! Co prawda gadaliśmy góra 5 minut, ale Alutka starała się kokietować jak mogła...mam nadzieję, że te walentynki, choć święta równie durnowatego, nie znam będą bardziej owocne ;)

Post scriptum.Hihihi i tak zginiecie w piekle...Google video - "Mr Szatan" czasami niesmacznie, ale warto ;)

01 lutego 2007   Dodaj komentarz

Szczere postanowienie poprawy...

Tak się zbieram do napisania tej notki już kilka dni i nic mi z głowy wyjść nie chce...Właściwie to już tydzień temu miałam jakiś ogólny zamysł, ba nawet nakreśliłam już kilka słów, lecz akurat musiałam ustąpic miejsca przy komputerze. W poniedziałek z kolei tacie udało się wysledzić jedno z moich przestępstw , ku jego ukrywanej radości. Przez cały tydzień widać było po nim,że całą tą rodzinną sielanką jest już zmęczony. Szukał, więc szukał, coraz bardziej sfrustrowany niemożnością znalezienia. Gotów byłby jeszcze sam sfałszować jakiś powód do kłótni, ale oto zasięgnął do swej pamięci i znalazł! Mam Cię! Znowu myjesz codzień głowę?! Tak, tato i póki nie wywieziesz mnie do jakiejś chatki oddalonej od ludzi w odległości conajmniej 20 kilometrów. Wierzę jednak ,że byłbyś do tego zdolny, dlatego tfu, odpukać. Ale...w sumie takie odosobnienie oprócz tego,że jedynie bardziej bym zdziwaczała, mogłoby być źródłem wielu innych korzyści. Wszystko zależy od tego z jakimi przedmiotami zostałabym zamknięta. Jeśli z biblioteczką, na pewno wzbogaciłabym się intelektualnie, pod warunkiem, że nie byłyby to Harlequiny, wtedy zaczęłabym opracowywać proces technologiczny pozyskiwania papieru toaletowego. Z kolei zamknięta z zeszytem i długopisem, coś bym napisała. Zastanawiam się jedynie czy byłby to pamiętnik, czy książka. Książka wymaga lepszego warsztatu. Inna rzecz, że w innych warunkach książki nigdy nie napiszę, bo ciągle coś mnie odrywa. A to program w telewizji, a to kusząca możliwość wyczekiwania aż ktoś do mnie na gg napisze, Alutka jest bardzo słaba na takie bodźce i zawsze się oderwie od jakiegoś pożytecznego zajęcia na rzecz zupełnie nic nie wnoszącego czekania aż odezwie się jakiś Romeo. Ogólnie dzień, czy dwa temu miałam taki pomysł, aby usunąć telewizor z salonu, lecz niestety pomysł został wysmiany. Jak wszystko co wychodzi z moich ust. Wiecie,że to niesamowicie może na człowieka szkodliwie działać, gdy ma tą świadomość, że wszystko co mówi to głupoty...To niesamowicie frustrujące...Wśród moich pomysłów znalazła się także myśl, aby zabandażować sobie usta na dwa miesiące (wakacji) i odżywiać się rurką. Zapewne myślicie, że żartuję. Nie, mówię poważnie. Taki eksperyment. Same korzyści. Niemożnośc odzywania się powodowałaby,że swoje słowa musiałabym wylewać na papier, zapewne w jakichś długich wywodach. Dodatkowo podczas tego doświadczenia nie zaszkodziłabym sobie ani jednym słowem, znaczy się nie mogłabym w chwili kompletnie podłego nastroju powiedzieć komus co na prawdę o nim myślę , tym samym burząc ancient regime, który dajmy na to był bardziej korzystny. Następnie z niepraktyczności sposobu odżywiania musiałabym tą czynność ograniczyć do minimum ergo możliwe, że zaczęłabym bardziej akceptować siebie w mniejszej wadze. Następnie zaprzestałabym także tego ohydnego procederu obgryzania paznokci. Ale jest i minus. Ta okropna świadomość, że może przez to milczenie straciłabym okazję poznania mojego księcia. Poza tym nie wiem czy z medycznego punktu widzenia nieodzywanie się przez 2 miesiące nie poczyniłoby jakiś zmian w moim aparacie mowy. Ale żem odbiegła od tematu. Zasiadając tutaj miałam napisać po części o koncercie. Tyle,że jakoś nie za jest o czym pisać. Kazik i reszta zespołu jak zwykle świetni. Trochę rozczarowałam się jeśli chodzi o atmosferę klubową. Pełno dymu i tłum spoconych nachlanych ludzi. W tym pewien procent zboczeńców, który to niestety miałam nieprzyjemność poznać. Co prawda niegroźny, ale jakże mi się to nie spodobało(uhm,Alutka nie kłam :P). Przy piosence "Łączmy się w pary, kochajmy się" taki drobny blondynek lat 18-19 zaczął mnie obejmować. Obróciłam się, nie wiedząc jak wygląda ten zuchwalec, a że ciekawy nie był, rzuciłam tekst "nie musisz mnie obejmować" heheh śmiesznie brzmi,ale chłopak zrozumiał...W czasie koncertu znalazł sie jeszcze jeden śmiałek w wieku około 30 lat, chcąc mi wcisnąć piwo, ale my znamy takie numery ,zresztą mama mówiła żeby nie brać cukierków od obcych ludzi, to odmówiłam. Co tam jeszcze? Gdy koncert się skończył wszyscy cisnęli się na schodach wyjściowych. Niestety cisnęli się bardzo dosłownie. Jako że stał za mną jakiś chłopak na mojej nodze wyraźnie (od)cisnął się jego ekhm. Ale oszczędze wam dalszych wrażeń:P. Hmm...czy ja coś jeszcze chciałam zawrzeć w tej notce? Nic mi na myśl nie przychodzi....Aaaaaa miałam wam opisać moją wczorajszą furię z powodu tragicznie niskiego wyniku na konkursie j.polskiego jednak szczerze mi sie nie chce, a za chwilę muszę lecieć do kościoła...Napiszę jutro albo pojutrze, za tydzień, albo za miesiąc , bo w moim magicznym domu...

Ps. właśnie sobie przypomniałam, że wczoraj w ramach tej furii chciałam diametralnie zmienić swoje życie. Postanowiłam nie kłamać....śmieszne

28 stycznia 2007   Dodaj komentarz

O rany!

Żyję już tak sobie od tych 15 lat na świecie i od jakichś 2 miesięcy myślałam, że juz nic w stanie zadziwić mnie nie jest. Otóż jakże wielce się w tym stwierdzeniu myliłam! Moja rodzina, to chyba materiał na dobrą książkę ;) Dzisiejszego dnia w Olsztynie odbywa się koncert Kultu. Jeszcze dwa lata temu nie przepuściłabym takiej okazji. Krzyczałabym, kopałabym, a nawet zrezygnowała z racji żywnościowych, gdybym nie mogła na takowy iść, mimo to na pewno bym nie poszła. Na szczęście Pan Kazimierz S. jednak nie raczył przyjeżdzać do mojego rodzimego miasta, więc i nie byłam zmuszona do takich reakcji. Az tu nagle, pewnego pięknego szarego, ciemnego, poniedziałkowego poranka dowiaduję się, że ten oto jegomość będzie miał koncert w naszym mieście. Pierwsza myśl, eeeee gdzie tam, kultomania już mi minęła, Kazik się zestarzał, więcej recytuje niż śpiewa, a rodzice w życiu mnie nie puszczą. Słowem nawet nie powiedziałam o tym koncercie organowi wyższemu(czyt. rodzicom) i normalnie z tym faktem żyłam jakoś bez większego żalu. Sytuacja natomiast zmieniła się, gdy dowiedziałam się, że Bartek (patrzaj notka poprzednia) tam będzie,ale ten fakt jedynie przyczynił się do jakiegoś cichego przebąknięcia mamie, że jest taka impreza.Na co mama znacząco popukała się w głowę. A skoro mama nie jest przychylna, to ojciec dyrektor z pewnością tym bardziej. Była środa, gdy klasowe "koleżanki" były rozgorączkowane, chwaliły się biletami i głośno snuły swoje koncertowe plany, wtem Alutka na prawdę zadziwiona tym,że one mogą,a ona nie postanowiła się zapytać, jak to jest? Okazało się,że obie nawzajem wcisnęły kit, że idą z ojcem tej drugiej koleżanki. Przebłysnęła mi myśl, w sumie, czemu ja nie miałabym zastaosować takiego patentu i jeszcze tego samego dnia niestety haniebnie chciałam okłamać rodziców. Tym razem zaczęłam jednak od taty, który o sprawie całego koncertu nic nie wiedział. I tu szok, jedno tylko pytanie," a z kim idziesz?" i ZGODA! Powiedziałam jedynie, że z koleżankami, nie musiałam kłamać. Proszę państwa, to jest dopiero szok! Okazuje się,że mój ojciec jest bardziej liberalny niż mama. Wstrząsające! Szczerze, gdybym ja miała decydować o tym czy moje dziecko może iść na taki koncert, w tym wieku w życiu bym nie pozwoliła. A tu takie coś! No i dzisiaj idę na owy koncert. Kilka spostrzeżeń na temat przygotowań koncertowych. Niewątpliwie trzeba się wyspać- spałam do 11:00. Trzeba się wykąpać, wypachnić, wymalować(niepotrzebne skreslić). Peelingu do ciała nie stosować na twarz-mozna sobie za dużo skóry zetrzeć :P. Nie pić kawy,a przynajmniej w mniejszej ilości-przemiana materii drastycznie się polepsza...No, to na razie tyle...Aaaaaa dzisiaj miało być spotkanie z panem Sławkiem. Niestety, a raczej stety ,bo nie wyrobiłabym się z przygotowaniem, zostało przełożone na "za tydzień". Jeszcze,a propos zaskakiwania. Wczoraj sąsiad zastawił nam garaż swoim samochodem. Mama, jak to ma w swoim zwyczaju zaczęła jęczeć,że nie może wstawić swojego samochodu, ale żeby pójśc, zadzwonić do niego i powiedzieć żeby przestawił samochód to już nie mogła. Wieść o tym dotarła do taty, tyle ,że w godzinie 23:30,a ten wspaniałomyślnie poszedł do sąsiada, pewnie obudził pół domu i zwrócił mu uwagę. W życiu bym nie przypuszczała ,że jest do tego zdolny. W gruncie rzeczy miał racje. to zaskakujące,że po 15 latach można być jeszcze czymś zaskoczonym....Swoją drogą to kolejny dowód, że z tatem się nie zadziera :P Pamiętam jak kiedyś miałam z nim na pieńku i bodajże nie wyrzuciłam kartonu po soku i właśnie też gdzieś tak w okolicach godziny 23 zostałam zbudzona ochrzanem i koniecznością wyrzucenia owego soku. Powiem wam,że szczerze to mi się podoba....

20 stycznia 2007   Dodaj komentarz

Żeby życie miało smaczek, raz mężczyzna,...

Niektórzy lubią zbierać znaczki, niektórzy lubią robić zdjęcia, ja lubię mężczyzn. Tyle, że osoby o takim hobby nazywane są zazwyczaj pustymi. I nawet nie będe tego negować. Wiem, że jestem ograniczona i lubię swoje ograniczenie. To instynkt. Koncert był i ja również na owym koncercie byłam. Zagrałam, jak zwykle spartoliłam, ale jakoś niespecjalnie zadecydowało to o moim wczorajszym humorze, który wczoraj był wybitny. Punkt 16 stałam w wejściu V LO czekając na swoje "koleżanki". Z pobliskiej sali, gdzie miał się odbyć nasz koncert już docierały dźwięki gitar elektrycznych, perkusji i pojedyńczych jęków wokalistki. Wkrótce zjawiły się dziewczyny i poszłyśmy do sali prób. Nie czułam się stremowana, lecz jak wiadomo w moim przypadku to wcale nie jest dobry objaw. W każdym bądź razie wkroczyliśmy, ustawiliśmy się ze sprzętem i...to jedyne co zdołałysmy zrobić, bowiem jacyś dżentelmeni oświadczyli nam, że obecnie oni mają czas na próbę. No to tyle sobie pograłyśmy :P Oj panowie... Troche poirytowane usiadłyśmy na zapleczu sceny i ćwiczyłyśmy na "sucho". Szło nawet dobrze, toteż żeby ten stan nam sie utrzymał i instrumenty się nie rozstroiły skończyliśmy "próbę" i rozpoczęła się litania ,jakie to my jestesmy zestresowane. I tak, w pewnym momencie na zaplecze wkracza pewien gitarzysta. Tak, ja chyba skądś znam tę twarz, gorzej ta twarz mi się podoba, owa twarz wzraca swój wzrok w moją stronę, nastepuje pewna konsternacja z obu stron, "powiedzieć cześć, czy nie powiedzieć". Ponoć to kobieta ma wysyłać te jakoweś sygnały, aby mężczyzna mógł wkroczyć do akcji, więc Alutka szybciuteńko się uśmiecha. Znaczy się daje znak, że rozpoznaje osobnika i chce w jakiś sposób to zaznaczyć. Osobnik mówi cześć, Ala odpowiada, osobnik podchodzi i zaczyna rozmowę. Jes! Jes! Jes! Więc to się nazywa podryw? Hihihi...ależ wybaczcie, zapomniałam go wam przedstawić;) Zowie się Bartek, tak jak ja pobiera nauki u Kowalskiego, tyle, że na git. elektrycznej. W sumie nigdy byśmy się nie poznali gdyby nie próby przed koncertem (tym wcześniejszym). Zostałyśmy bowiem z Anetą przydzielone do dwóch różnych zespołów na czas koncertu. Ja niestety trafiłam do tego drugiego, ale mimo wszystko miałam okazje się z nim widywać,gdyż miał zajęcia przed moimi i mijaliśmy się w drzwiach. Wydawało mi się jakoby nie patrzył na mnie obojętnie, ale rozsądek o czywiście przyganiał mnie, że to moja wybujała wyobraźnia. Hihi, a teraz wracając do opowieści, Bartek, jak juz napisałam, podchodzi i zaczyna rozmowę (z własnej nie przymuszonej woli!) o koncercie, standardowo o stresie i o utworach jakie gramy, z kim gramy etc. Niestety nie trwa to długo ,Bartka w krótkim czasie wołają koledzy i odchodzi. Swoją drogą, jakie ja idiotyzmy w jego obecności mówiłam, w ogóle słów nie mogłam dobrać, ale chłopak najwyraźniej się nie zraził, przyszedł bowiem jeszcze na chwilę porozmawiać, tyle ,że tym razem ja i moje współtowarzyszki musiałysmy wyjść na scenę. Założyłam nawet okulary, które rzekomo miały mi pomóc pokonać stres, ale owe okulary niewidki niewiele mi pomogły,nawet mogłyby mnie kompletnie skompromitować, gdybym przezornie nie przyczepiła ich na sznurek. Ale pal sześć występ, żywnością nie rzucali, na zapleczu nie zabili, więc było ok, ja i tak w tamtej chwili żyłam czym innym. Dobrze się domyślacie :P. Bartek jednak niespodziewanie zniknął na jakąś godzinę ,co było robić , trochę zrezygnowana słuchałam dalej koncertu. Wrażenia? Fatalne nagłośnienie, mikrofon to była wprost rzeź. Publiczność beznadziejna, pełno jakiś oszołomów, którzy przyszli jedynie po to by się wyśmiewać. Stałam sobie tak konstatując, gdy ku mojej radości na scenę weszła w końcu zguba, wraz z zespołem. I muszę przyznać, że całkiem fajnie grali (nie to żebym była stronnicza :P), chyba najbardziej profesjonalnie ze wszystkich dotychczasowych. Wokalistka naprawdę ciekawa barwa i tylko nasz Bartus jakby trochę się gubił...Mimo wszystko było ok, po nich jeszcze grało kilka grup. Nie chciało mi się tam stać, wyszłam na korytarz i udawałam, że piszę smsa. Oczywiscie liczyłam na to, że może mój najnowszy obiekt westchnień będzie przechodzić, może zagada czy cuś. Tak, tak łudź się Alutka łudź. Bartosz rzeczywiście przechodził, ale w grupie kolegów i ledwo tylko na mnie spojrzał. Zrezygnowana znowu weszłam do auli i wsłuchiwałam się w dalsze występy. Właściwie straciłam juz nadzieję, że pan Bartek będzie chciał porozmawiać i moim jedynym strapieniem było to, jak odzyskać swój piecyk ze sceny. Na szczeście nie byłam w swoim strapieniu odosobniona, na scenie stało bowiem tyle różniastych piecyków, które czekały na swoich właścicieli, że nie musiałam się głowić, że nie będę umiała go odzyskać. W końcu występy się skończyły i ruszyłam na scenę, a za mną nie kto inny jak Bartosz! Hihihi! I cóże tam dalej. No wszyscy zbierali się do domów, ja również i wyżej wspomniany pan również. Musiałam jednak czekać aż łaskawie ktoś po mnie przyjedzie stąd też ustawiłam się przed wejściem i czekałam. Rozmawiałam z Magdą i czekałam. A za plecami czekał on. Wkrótce przedwejście się wyludniło i wyszło na to, że stoję już tam tylko ja, Magda, on i jakaś dziewczyna. Nieurodziwa :>. Cicho więc rzeczę do Magdy, że własciwie juz może iść. Ona znając mnie na wylot skojarzyła o co gra się toczy i bez urazy poszła do domu, a ja zostałam sama. Oh cóż to za przypadek, że tamta nieurodziwa dziewczyna również szybko się zmyła:P Hihihih! I zostalismy sami >:D Nie trzeba było długo czekać żeby rozmowa się wywiązała. Na pierwszy ogień poszedł temat - ciężkość naszych piecyków. Oczywiście jego był większy xD. Później szkoła, do jakich szkół chodzimy, jak to jest ciężko. Przy okazji dowiedzieliśmy się ile kto ma lat. Ha! Powiedziałam prawdę:P I teraz uwaga. Wiecie ile lat ma pan Bartosz? Hę? Hihihi! Alutka was zaskoczy! Pan Bartosz ma lat 16! No, no no,od 11 roku życia nie kombinowałam z 16 latkiem :P Tzn. kombinować,to chyba za duże słowo jak na tą znajomość ,ale coś na pewno jest na rzeczy. I dobrze, może się nawróce na dobry tor. Ci studenci mi na dobre nie wyszli. Bartek nie jest taki zły, tylko...no ten teges...on dopiero zaczyna przeżywać bunt, noszenie naszywek ulubionych zespołów na plecakach i głoszenie haseł "pie*** system",a mnie już to nie bawi...Ważne za to, jest wysoki :D Tak, to lubię...No,ale zobaczymy jak tam ta znajomość sie rozwinie. AAAAAaaaale! Nie powiedziałam wam najważniejszego. Wkrótce na horyzoncie pojawił się mój brat, który miał po mnie przyjechać. Ok, powiedziałam "cześć" do Bartka, wręczyłam bratu piecyk, sama chwyciłam gitarę i juz wyrwałam do przodu, gdy patrzę, za moimi plecami...mój ukochany brat przedstawia się Bartkowie. Eeee myślę sobie co mu do łba strzeliło, nigdy wcześniej nie zwykł się przedstawiać moim znajomym. Myslę sobie "zięcia szuka czy co?". I tak nagle przebiega mi przez myśl...Cholera, Bartek mógł sobie pomyśleć, że Bernard to mój chłopak! Wiecie, że to takie przedstawienie a'la "cześć, Bernard-to moja laska", no właśnie Bartek mógł tak sobie pomyśleć ,a ja głupia biernie szłam do samochodu, zamiast zrobić tył w zwrot i walnąć tekścik "Bartek-mój kolega, Bernard-mój brat". Jeśli ten incydent zaważy na tej znajomości to zachlastam siebie i przy okazji mojego pomysłowego braciszka. Ale zobaczymy, nastepna konfrontacja z Bartkiem we wtorek, za tydzień. A już w tą sobotę spotkanie z 29 letnim Sławkiem...popaprało mnie zupełnie.

17 stycznia 2007   Dodaj komentarz

Eeeeee kochankowie w ciemnościach?

Cóże ja wam mogę tu napisać, czy właściwie powinnam coś pisać? Zawsze, gdy zasiadam przed monitorem w mojej głowie panuje pustka, w przeciwieństwie do czasu, gdy siedzę na lekcjach i tak bardzo chciałabym znaleźć się w tym miejscu by siedziec z nadzieją, że za chwilę na gg odezwie się przykładowo Olo, bądź też inny równie wartościowy osobnik płci męskiej, wieku studenckiego. Zwykle nikt się jednak nie odzywa, a ja w swojej nadzieji spędzam bezczynnie kilka godzin, które równie dobrze mogłabym wykorzystać na naukę (hhehe kto mi uwierzy:P). Zresztą rzecz pewnie polega na tym,że oni odzywaliby się cześciej, gdybym i ja czasami sama do nich zagadywała,lecz co ja poradzę,że wyznaję zasadę rodem ze średniowiecza jakoby kobiety sie pierwsze nieodzywały. Domyślacie się pewnie, że nie chodzi tu o jakiś hiperkonserwatyzm, lecz o moje zahukanie. Znaczy się "nie odezwę się, bo może mu w czymś akurat przeszkadzam".Postawa a'la "przepraszam, że żyję". Jest jednak w tym i pewna strona praktyczna, osoba zaczynająca rozmowę zwykle musi ją podtrzymywać,a w tej dziedzinie to leżę kompletnie. No właśnie, tak jak teraz...Przed chwilą odezwał się do mnie jeden z moich ideałów, Paweł alias architekt. Z początku rozmowa jakoś szła. "Cześć-cześć", opowiedziałam o mojej "tragedii" w filharmonii, on z kolei pocieszał mnie, że nie było tak źle, a jako przykład podał jakiś koncert kolęd, gdzie trzy chórzystki zemdlały przy czym jedna spadła na klarnecistkę wybijając jej zęba. Teraz zagaja, że będzie przejeżdżał przez Olsztyn...ja na to,że jeśliby mu się tak strasznie nudziło to mogłabym mu potowarzyszyć...a teraz to już nie rozumiem tego dialogu...

heh jeśliby ci się tak strasznie nudziło to w sumie chętnie bym ci potowarzyszyła

16:08:07 Dziki czlowiek z buszu
a-ha
16:08:16 Dziki czlowiek z buszu
a potem bedzie, ze pedofil?
16:08:47 Ja (1165456)
hehe o przepraszam,ja tego nigdy nie powiedziałam
16:09:26 Ja (1165456)
pedofil jak zwykle wcieli się w rolę koleżanki, do której się wybiorę
16:10:26 Dziki czlowiek z buszu
ha ha ha
 
i zamilkł...
Eh...dobra,chyba kończę tę notkę, bo zaraz wpada do mnie Magdalena M. wraz z Sylwią o bliżej nieznanym mi nazwisku i będziemy ćwiczyć przed naszym jutrzejszym występem. Nie zdziwcie się jeśli znowu przeczytacie, jak to mi fatalnie poszło. Ja wprost ubóstwiam się linczować. Tym razem spróbuję opcji z okularami przeciwsłonecznymi, może uda mi się wmówić sobie,że to takie okulary niewidki i sie będę mniej stresować. Kurcze, niech on się jeszcze odezwiieeeeee! Odezwał się ;)
15 stycznia 2007   Komentarze (1)

Poległam...

Kaplica, mogiła, klapa to jedyne słowa, które cisną mi się na usta określając mój występ. Dobrze, że nie potraktowaliście mojego zaproszenia poważnie ;). Nie zapowiadało się źle. Co prawda do budynku filharmonii weszłam cała rozhisteryzowana, lecz powoli emocje mi opadały, żartowałam z gitarzysktką, rozglądałam się za jakimiś przystojnymi obiektami przyszłych westchnień i wręcz wyrywałam się na scenę. Jednak między pierwszym uderzeniem perkusji a pierwszym szarpnięciem struny mojego basu cos we mnie drgnęło. Drgnęło i spłynęło po całym ciele. Drżałam cała, byłam pewna, że ze strony publiki zapewne wygląda to jak atak epilepsji, ale z relacji mojej mamy wynika, że nic nie było widać, oby! Co tam jeszcze, oprócz strony wizualnej, strona rytmiczna była w stanie identycznym. Chwilami zupełnie jakbym grała zupełnie co innego niż gitarzystka. Jak relacjonuje mama- nic nie było słychać. Z tej wypowiedzi możemy wnioskować, że mama jest świadkiem niewiarygodnym. Trzecia sprawa, podczas wszystkich występów była wyświetlana prezentacja, której zawartością były fotografie uczniów i kilka słów przez nich nakreślonych. Zdjęcia były robione przez nauczycieli podczas zajęć stąd na wielu z pewnością były jakies dziwne grymasy, swojego zdjecia nie widziałam(byłam zajęta ratowaniem swojego występu),ale mogę się założyć, że  minę miałam tragiczną, coś z typu "cosiestao?",ale pal sześć zdjęcie. Gorszy był z pewnością opis wymyślany w ostatniej chwili. Co gorsza przekształcony, gdyż organizatorzy jak zwykle okazali się nie rozumieć co poeta miał na myśli i drastycznie skroili mój opis. Ogólnie kiła mogiła i kiełbasa... Rany boskie niech mnie ktoś przytuli, dlaczego ja zawsze wszystko psuję, może trzeba było złamać swoje zasady...kompromis, to takie ładne słowo...Dobrze,ale nie o tym chciałam pisać, w piątek wkręciłam się do kolejnego projektu muzycznego, mianowicie jakiegoś koncertu młodych talentów w LO V. Znaczy się wraz z moja klasową "koleżanką" mam akompaniować pewnej uczennicy tejże szkoły w piosence Pidżamy Porno- "Do nieba wzięci". W sumie nie brzmi to źle, jedynie głos tej dziewczyny jest nieszczególny, ale śpiewa równo, nie fałszuje, więc jakoś to będzie o ile znów nie dostanę drgawicy stresowej. A owy koncert już we wtorek...

14 stycznia 2007   Dodaj komentarz

Postępująca geriofilia...

Nieźle mnie (za przeproszeniem) popieprzyło. Pamiętacie aferę taśmową i korzystanie z pożyczonego telefonu? Podczas, gdy byłam zupełnie odcięta od świata wirtualnego, nudziło mi się do tego stopnia, że zaczęłam wysyłać smsy do przypadkowych numerów. Wysłałam ich kilkanaście, jak zwykle z nadzieją, że trafię na jakiegoś studenta :P Być może i trafiłam jednak z tych kilkunastu smsów odzew był w liczbie jednej odpowiedzi. Nie pamiętma już dokładnie cóże ja tam takiego napisałam, podejrzewam, że to było coś w stylu "jaki ten świat jest zły, niesprawiedliwy etc." w każdym bądź razie odpisał jakiś ktoś i zaczął rozmowę. Powyżalałam się, opowiedziałam całą historię moich miłosnych zawodów, a przy tym przedstawiłam połowę drzewa genealogicznego mojej rodziny. Gość się nie zniechęcił, ba nawet coś tam pocieszał, czy doradzał. I już myślałam, że szczęśliwie trafiłam na jakiegoś cudownego żaka, gdy dowiedziałam się, że owy osobnik ma tych lat 29. Od razu znajomość zdyskwalifikowałam, lecz kontaktu nie zerwałam. Na moje nieszczęście. Minęły bodajrze 2 miesiące z przerwą na Grzegorza, a ja nadal z nim piszę. Co gorsza ostatnio rozmowa zeszła na temat spotkania. I prawdopodobnie dojdzie ono do skutku. Nasz 29 letni kawaler (chyba) myśli, że mam lat 17, ale nawet w tej wersji wydaje mi się ,że normalny facet w tym wieku nie powinien zawierać znajomości. Znaczy się pytanie, znajomości w jakim celu? Właśnie tu mamy niewiadomą. Nie sądzę, aby na stopie koleżeńskiej mogło go coś we mnie interesować. Nie sądzę, aby uznał, że mogłby poczuc do mnie mięte. Obawiam się ,że zbyt dużo o mnie wie, i to wykorzystuje. Obawiam się tez, że może nie zakreśliłam żadnych granic i jeśli on....eeee co ja właściwie chciałam powiedzieć. Pomińmy :P A jednak może z ciekawości, może z desperacji, na pewno z głupoty chcę się z nim spotkać. Kompletnie mnie popaprało. Przecież on jest 14 lat starszy! Ekstremalnie mógłby być moim ojcem. Czy wy też tak macie, że jedna wasza strona przywołuje was do porządku,a druga ma baaaardzo niegrzeczne myśli? Jak bym nie zrobiła jest źle...Inna sprawa, a w niedziele jak co roku mam koncert organizowany przez moją szkołę muzyczną w filharmonii. Znaczy się koncert, to tak dumnie brzmi,a chodzi o to, że kazdy ma przydzielony po jednej piosence i przy publicznosci w składzie mamy,ojcowie,babcie,dziadkowie,ciocie i co tam jeszcze się zmiesci musi ją wykonać. Ale okazuje się ,że są równi i równiejsi! Stoję sobie wczoraj na szkolnym korytarzu,rozmawiam z Anetą, a ona nagle komunikuje mi, że gra jeszcze dwa numery. Co to ma być przepraszam!? Niemiłe to uczcucie, bo wiadomo o czym takie wyróżnienie świadczy. Kochana Anetka gra lepiej. Z początku chciałam Kowalskiemu wyrzucić, co to ma być,ale znacie Alutkę w życiu by się nie odważyła. Fakt, faktem zaniedbałam ostatnimi czasy tę naukę...trzeba wziąźć się w garść...Wszyscy chętni proszeni są na 12:00 do budynku olsztyńskiej filharmonii...wstep wolny

12 stycznia 2007   Komentarze (1)

Ot, taka to wyjałowiona z głębszych treści...

Umiłowani! Potrzebuję kontaktu z drugim człowiekiem. Z Adamem nie wyszło, choć może to i dobrze. Grzegorz puścił sygnała, a ja jak skończona idiotka, w swoim zdesperowaniu mu tego sygnała odpuściłam. Spięłam sobie warkocze niczym Helga z "Allo,allo!" i czekam na mężczyznę swojego życia. No to sobie poczekam. A propos w moim domu wybuchła afera obyczajowa. Dzisiejszego poranka, jak zwykle brutalnie jestem wyrywana ze snu przez moją mamę, zmierzam z zamkniętymi oczami do łazienki, podczas, gdy do moich uszu dobiega głos brat. Myślę sobie, coś jest nie tak, Bernard zwykł sypiać do południa. Nagle pojawia się głos damski, który upewnia mnie, że doczekałam się w końcu tajemniczego"słyszenia głosów". Stałam sobie tak, przy zlewie trzymając szczoteczkę w zębach, wpatrując się w swoją nieumalowaną facjatę i wsłuchiwałam się w głosy, nie wiele rozumiałam, lecz takie objawienia zwykle są niezrozumiałe. Wkrótce zeszłam do salonu i od progu drzwi kuchennych słyszę oburzony głos mamy. Czyli jednak, niestety nie dorobiłam się nowych paranormalnych zdolności. Fakt, faktem w naszym domu nocowała niezydentyfikowana kobieta! A żebym to ja tak mogła jakiegoś studenta przenocować, to juz mowy nie ma!I tak, najsampierw musiałabym sobie takiego znaleźć. tak ,więc panowie, jeśli moja głupota wam nie przeszkadza i macie powyżej 180 cm wzrostu, a przy tym macie większe ambicje życiowe niż "fajna dupa" przy boku i volkswagen III sprowadzany z niemiec, uprzejmie proszę o kontakt. A no i ten teges jeszcze żebyście tak wiekem mojego ojca nie przewyższali to byłabym w siódmym niebie.

05 stycznia 2007   Dodaj komentarz

"Ha, ha"- zaśmiał się hrabia po francusku,...

Nie wiem czy mam ochote pisać tę notkę, wiem jedynie, że mój humor powrócił do normy w związku z tym znowu mogę pisać o moim mrożącym krew w żyłach życiu. Wczorajszego dnia, zapewne spostrzegliście, że zakończył się rok 2006, dla jednych hucznie, dla innych mniej, dla niektórych nadal on trwa (nie pytajcie co poeta miał na mysli). W każdym bądź razie podmiot spędził go na bardzo klimatycznej imprezie w swoim domu, sącząc soczek pomarańczowy, gdzie w tle leciały takie gwiazdy jak Karel Gott, Drupi(mój kompletny faworyt) i Marylka Rodowicz. Co więcej dzisiaj nie odczuwam żadnych skutków tej jakże szalonej zabawy! Czego więc chcieć więcej?Może jakiegoś osobnika płci męskiej? Nie martw się Alu, na to tez jest sposób! Cudowne GG przychodzi z pomocą! Mianowicie kombinowałam jak by tu wznowić kontakty z Pawłem, chciałam wysłać jakieś życzenia, lecz nie potrafiłam napisać nic sensowniejszego niż "Szczęśliwego Nowego Roku!". W internecie były jedynie jakieś idiotyczne rymowanki, więc wkrótce odeszłam od pomysłu wysyłania życzeń i postanowiłam wysłać moje nieudane próby życzeń do przypadkowych akurat dostępnych osób w wieku studenckim (of course, ja się chyba nigdy nie zmienię ;). I tym sposobem treść "Wszystkiego najlepszego w Nowym  2007 Roku, ciągle pamiętam, że mieliśmy dokończyć test ;)" trafiła do bodajże 12 studentów, którzy w danej chwili przebywali w sieci. Odpowiedzi zwykle były podobne "dzięki za życzenia,ale to chyba pomyłka, o jakim teście mowa" ja im wtedy odpisywałam "więc nie siedzieliśmy razem na torach?" na co oni zaprzeczali i rozmowa się kończyła. Doszłam więc do wniosku, że muszę sama coś więcej zagaić i tym sposobem poznałam niejakiego Adama lat 23, studenta informatyki....jak zwykle niemiłosiernie niskiego. To jest chyba jakieś przekleństwo, jedynie Grzegorz liczył sobie 195cm...ehhh musiałam stawać na palcach by go pocałować...ehhh...w sumie chyba to ja rozwaliłam tą znajomość...nie,stop! Przyznam wam, że ciągle siebie zaskakuję. Nie dość, że ten typ wyraźnie nie liczył się z moim zasadami, teraz udaje obrażoną królewnę, to ja jeszcze mówię, że to moja wina. Eh...ale mimo wszystko mam do niego taki sentyment i chyba już zawsze będe miała...mój maestro...stop! Wracając do Adama, umówiliśmy się na dzisiaj, na spacer, ale jak można zauważyć pogoda dziś wyjątkowo nie spacerowa tak też z tego zrezygnowaliśmy na rzecz wyjścia do kina. Znaczy się Adam zaproponował wyjście do kina ,a ja ino się waham. Primo jak wytłumaczyć rodzicom, że chcę iść sama do kina i secundo czy kinowa sala jest pomieszczeniem odpowiednim do zawierania znajomości. Zresztą cuś wydaje mi się, że nie będzie żadnego kina, bo pan Adam nawet na gg nie odpowiada, więc sprawa chyba zamknięta. Ogólnie wydaje mi się, że był trochę z gatunku Kazika, takie chuchrowate i szukające drugiej mamy. Ale stop! Nie powinnam go obrażać. W każdym bądź razie na fali tematu jaka to ja jestem beznadziejna dochodzę do wniosku, że gdy przychodzi co do czego, gdy okazuje się, że mam możliwość być z kimś w bliższych relacjach ja najzwyczajniej się tego boję, reagując agresją(?). Tu chyba chodzi o strach przed odrzuceniem czy jakieś tam innie psychologiczne zjawisko. Tym oto pozytywnym akcentem chyba kończę tę notkę. Mając nadzieję, że jutro nie ma żadnej pracy klasowej...

AAAAAAAAAAA! Zapomniałabym, po prostu musicie wsłuchać się w piosenkę "Alleine zu zweit"! Rany, ten wokal,to jest wprost nie do opisania! Teledysk jest równie genialny(youtube.com)...Tanz mein Leben tanz! Wydaje mi się być tym bardziej szczególna, że to właśnie dzięki Olu(dziwnie się to odmienia),cudownym Aleksandrze poznałam ten zespół. Brzmi śmiesznie, ale czuję się zupełnie, jakbym znalazła małą furtkę do jego myśli...

O rany, a teraz dobija się do mnie Adam na komórce, a ja nie potrafię odbierać telefonów od nowopoznanych osób, to chyba mój jakiś kolejny schiz...

01 stycznia 2007   Dodaj komentarz

Wanda co zechciała Niemca...

Racja, teraz może być już tylko lepiej, lecz, gdy już raz zasmakowałam w czyichś ustach, tak trudno jest mi być samej. Jestem śmieszna...Dobra, stop miałam nie płakac przed pudłem. W ogóle to całe użalanie się nad sobą jest dość żałosne, więc mówię stop i zaczynam szukac kolejnej kanalii. Ale właściwie dlaczego kanalii? Przecież jest na moim horyzoncie conajmniej dwóch pożądnych, wręcz idealnych facetów. Dlaczego by nie wystartować do nich? Olo i Paweł(architekt) są idealni i zasługują na równie idealną osobę. KIm jestem ja? Jak się okazuje zwykłą małolatą, co gorsza fałszywą. Ale stop! Boże, nie mogę się opanować, by co chwila nie wtrącić jaka to ja jestem beznadziejna. W każdym bądź razie, tak! Chcę, aby Olo zwrócił na mnie uwagę. Jeśli mi się nie uda, możliwe, że jeszcze przez długi czas będąc nawet z kimś innym będę porównywała daną osobę do niego. Muszę się przekonać, czy ideały istnieją. Jednak, nie wiem, jak to zrobić. Mam jego numer gg, rozmawialismy nawet przed 2-3 dniami lecz to była jedynie taka grzecznościowa rozmowa, pytałam się go bowiem, czy zna jakies ciekawe zespoły niemieckojęzyczne. Polecił mi zespół "Lacrimosa" trochę ciężko grają, ale gdy usłyszałam jedną piosenkę, aż się popłakałam...Nie stop,to żałosne! Zresztą przez ostatnie 4 dni nie robię nic innego tylko ryczę. Chciałam oddać ten pocałunek komuś, kto by go docenił, Grzegorz zdecydowanie tego nie zrobił, potraktował to jako konieczność do dalszych kroków...Olo...Dobrze, ale wracając. Błagam was, chociażby na kolanach pomóżcie mi zwrócić na siebie uwagę cudownego Aleksandra!!! Podałabym nawet strony z jego profilem, ale obawiam się ,że mogłyby do niego wtedy dojść te moje traumatyczne zapiski, co na pewno nie podniosłoby moich notwań u niego...Coś mi się tu nic nie klei, ale błagam, proszę pomóżcie mnie! Pomożecie?

29 grudnia 2006   Dodaj komentarz

Zostawcie ją, to psychożka...

Że jak? Że się niby zakochałam? Nie, ja nie potrafię kochać. Jestem pieprzonym dzieckiem szczęścia adorowanym przez całą rodzinę, nie zdolnym do uczuć wyższych nastawionym jedynie na wyzysk. Miałam kiedyś przyjaciółkę? Miałam?! Chyba tylko tak sobie nazwałam spędzanie wspólnie wakacji i ferii. Nigdy nie miałam przyjaciółki. Kochałam kiedyś? Kochałam?! Ponoć swoich rodziców kocha się ponad wszystko, rodziców, rodzinę. Ponoć, bo ja pewnie byłabym zdolna sprzedać ich za wdowi grosz. Gdy jest mi wygodnie przebywam z nimi, gdy nie zamykam się w sobie i mam ich w swojej szerokiej dupie. Wynieść śmieci? A cóż to jest, przecież mam ważniejsze zajęcia, przecież nie będę się parać wynoszeniem śmieci, nie zostałam do tego stworzona. Więc do czego? Bo wydaje mi się, że zostałaś stworzona do dawania dupy...Kochałaś któregoś z tych mężczyzn, o których pisałaś słowami miodem płynącymi? Nie jesteś zdolna do miłości! Boisz się jej niczym szatan krucyfiksu. Kto Cię dziecko tak skrzywdził? A może jesteś tworem samodestrukcyjnym? Każdy jest. Grzegorz? Drogi Grzegorz, mój mistrz, nauczył mnie całować, otworzył nowy mistyczny świat, nauczył mnie walić konia. Boże, jak bardzo się skurwiłam! Dlaczego ciągle byłam karmiona bajkami o tym mistycznym księciu, który kiedyś przybędzie, zbudzi pocałunkiem do nowego życia. Dlaczego tak brutalnie musiałam się dowiedzieć na czym to polega. Jestem śmieszna, prawda, jestem komiczna, sama się w to wpakowałam. Studenci, bo przystojni, bo inteligentni, bo starsi, bo mający większe możliwości...bo mający większe potrzeby. Co ja sobie właściwie myślałam, że będę chodzić z nimi za rękę po parku? Że będziemy tarzać się na łące, a on mi kwiaty we włosy wplatał będzie? Boże, jaka ja jestem naiwna. Ja nie chcę żyć w takim świecie, bez zasad, nie chcę! Samobójstwo?! Nie bądźmy śmieszni to dobre dla jednostek słabych, niższych. Jak setki idiotek dałam się nabrać na to, że jeśli zrobię coś wbrew sobie, on będzie mi wdzięczny. Obudziłam się z ręką w nocniku, szacunek? Masz swój szacunek, sygnały puszczane raz na jakiś (dłuższy) czas i spotkania przekładane z dnia na dzień. Nienawidzę internetu, nienawidzę swojej łatwowierności, nienawidzę każdej swojej myśli, nienawidzę siebie. Chciałam jedynie poczuć czyjąś bliskość, było mi tak cudownie, gdy mnie całował. A teraz jest mi tak strasznie wstyd. Czy to prawda, że nie ma już mężczyzn? Nie, jest Olo, jest Paweł(?)...mój najdroższy Olo...śniłeś mi się dzisiaj...obudziłam się z uśmiechem mając zamknięte oczy, by nic mi z naszego spotkania nie umknęło. . .

27 grudnia 2006   Komentarze (1)

Notka z 9 XII 2006 r.

Witam ,ah witam! I jeszcze raz witam! Dwa miesiące przerwy, kawał czasu należałoby się więc i jakieś usprawiedliwienie. Otóż straciłam dostęp do komputera wraz z pewną aferą taśmową ,wywołaną przez moją głupotę. Pisałam wam już chyba na tym blogu o Pawle,studencie architektury ,historia ta jest właśnie z nim związana. Smsujemy już tak sobie od dobrych 3 miesięcy i pewnego październikowego popołudnia owy osobnik poprosił mnie o kilka zdjęć. Spełniłam prośbę ,pozyczonym aparatem od kol. Justyny zrobiłam sobie kilka zwykłych (nie obscenicznych) zdjęć. Jednak czułam pewien niedosyt,chciałam dać mu coś więcej...postanowiłam więc nagrać krótki filmik ze swoją wypowiedzią ustną,takie swoiste orędzie:P niezrozumiałe dla osób postronnych ,mogące się wręcz wydawać niestosowne dla kogos kto nie znał naszych relacji. Po bodajże 7 dublach w końcu miałam nagranie.Jako ,że pora była późna ,a chciałam wysłać mu to jak najszybciej ,poprosiłam brata ,aby zgrał mi to na płytę. Mój brat najukochanszy ,największy,DEBIL jakiego oczy moje widziały. Of course postanowił sprawdzić co tam "siora" sobie chce nagrać.Go(r)zej! Gdy już zapoznał się z trescią poczuł najwidoczniej taki nagły przypływ ogromnego braterskiego zatroskania i postanowił przekazać owe nagranie rodzicom. A wtedy ,to już poszło jak domino...NIE BEDZIESZ MI SIĘ TU Z JAKIMIŚ PEDOFILAMI KONTAKTOWAĆ! CO TY SOBIE MYŚLISZ ,ŻE BĘDĘ PATRZYŁ ,JAK RUJNUJESZ SOBIE ŻYCIE?! etc. W sumie rozmumiem ich reakcję postąpiłabym tak samo...Jedynie moja głupota jest tu winna...Dobrze ,co dalej? Ano została mi zakonfiskowana również komórka ,a po szkole byłam od razu eskortowana do domu...hie hie żeby mnie jeszcze jakiś pedofil nie przechwycił.No dajcież wy spokój ,to było przesadzone ,jak na zawartość tego nagrania...Ale na Alutkę i tak nie ma mocnych...Udało mi się w chwili nieuwagi organu wyzszego odzyskać kartę sim.W krótkim czasie zorganizowałam sobie komórkę (koszmarnego Samsunga ,na którym pisanie smsów zajmuje wieczność) i nadal kontaktowałam się z moim pedofilem...Wszystko to jedna w wielkiej konspiracji ,gdyż oficjalnie komórki nie posiadałam. Sporów musiało jednak stać się zadość ,pewnego pięknego grudniowego wieczoru ,zostałam zaprowadzona do ojca dyrektora,gdzie udałam skruchę i przeprosiłam za swoje gówniarskie zachowanie. Przy czym zostałam zmuszona do wysłuchania upokarzającego mnie w pełni tego słowa znaczeniu kazania...Treści nie przytoczę ,bo próbuję wymazać to z mojej pamięci. Może tragizuję...Czy rzeczywiście czułam skruchę? Nie,bo niestety nie uważam mojego zachowania za niewłaściwe...Nie proponowałam w tym nagraniu żadnych usług seksualnych,nie byłam wulgarna...To oni skażeni brudami tego świata zinterpretowali je przez pryzmat domyśleń i nadinterpretacji...W każdym bądź razie spłynęło to po mnie jak po kaczce,może jestem beszczelna,ale nie czuję winy. Z Pawłem utrzymuję jeszcze kontakty ,ale coraz mniej intensywne...Odległość robi swoje....Odległość i coś co spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. 6 grudnia dorwałam się w końcu do komputera, moje piwrwsze kroki były wręcz odruchem bezwarunkowym,sprawdziłam skrzynkę randkową. Ku mojej uciesze były dwie wiadomości. Jedna od chłopaka ,z którym pokłóciłam się o wykształcenie jakieś pół roku temu kończąc wszelkie kontakty i od pewnego Grzegorza. Obaj niemal w jednym momencie odezwali się do mnie na gg. Jednak ten pierwszy wydawał mi się blizszy,umówiliśmy się w piątek o 15:00 pod Tortex'em. Nie zjawił się jednak ,gdyż jak mówił zapomniał. Przykro mi panie Damianie ,ja zapomniałam o tej znajomości. Pozostawał ,więc Grzegorz,bliżej mi nieznany student Stosunków Międzynarodowych. Nie jestem przychylna do tego kierunku studiów ,więc to był pewien minus,ale miło sie rozmawiało ,dodatkowo powiedziałam mu o nieudanym spotkaniu. Na co Grzegorz odparł,abym spotkała się z nim. Po raz kolejny było mi wszystko jedno...Umówilismy się wczoraj pod H&B o 13. Oficjalnie miałam ten czas spędzić u koleżanki Magdy. Przyszłam jakieś 20 minut wcześniej ,bo wracałam z zajęć git. basowej ,które nieopacznie skończyły się trochę wcześniej,usiadłąm więc na murku i przypatrywałam się ludziom. Wyjątkowo nie byłam zestresowana,ale z kazdą kolejną minutą ten stan mi się odmieniał. W końcu ujrzałam...trochę tęższego niż na zdjęciach blondyna...Podszedł do mnie i poszliśmy rozmawiając....ekhm....on rozmawiał:P ja swoim starym zwyczajem przeważnie milczałam. Cisza nie była jednak tak uciążliwa jak w poprzednich przypadkach,zupełnie jakbyśmy się uzupełniali. Najcudowniejszy ,najwspanialszy Grzegorz zaprowdził mnie niespodziewanie w miejsce,które zawsze śniło mi się po nocach ,jako to wymarzone na takie spotkania...Na betonówkę :P Czyli drogę wyłożoną z betonowych bloków położoną wśród łąk ,a prowadząca do mojego domu. Szliśmy,Grzesiu mówił i w końcu okazało się ,że wychowywaliśmy się na jednym podwórku ,gorzej! Grzesiu zna moich braci! Gorzej! Grzesiu ostatnio widział się  z Bernardem! Tętno 120 na minutę,stan podzawałowy (Boże z kim ja się umówiłam!). Niesmiało zaczęłam ,żeby może nie rozmawiał z moimi braćmi o mnie ,ale widocznie wyczuł sytuację ,uspokoił mnie ,że nie rozmawiał z nimi od 8 lat,a kontakty są tylko na "cześć". "No dobra ,zmieńmy temat :P". Grzesiu się dostosował i szliśmy dalej racząc się monologiem.Wkrótce ,gdzieś w połowie drogi przystanęliśmy.Zbyt szybko doszlibyśmy bowiem do mojego domu. Rozmowa poczęła być dość specyficzną,Grzegorz zaczął się wypytywać ,jak oceniam to spotkanie. Oceniałam je najlepiej ze wszystkch ,ale swoim starym zwyczajem bałam się powedzieć co tak naprawdę myślę. Uciekłam do argumentu ,że pozytywnie ,a on cisnął dalej.Czy pozywytywnie bardzo ,czy pozytywnie mniej ,bo jemu to spotkanie podoba się bardzo pozytywnie. Nie wiem dlaczego ,ale mimo tych wyznań nie potrafiłam powiedzieć ,że mi podoba się jeszcze bardziej ,ale on wciąż drążył;) Wkrótce powiedziałam mu ,że jestem zestresowana całą tą sytuacją,on poprosił mnie abym zrobiła dwa kroki w jego kierunku.....O rany nie mogę tego opisać....byliśmy tak blisko...Co prawda musiałam odchylać głowę wysoko do góry żeby go widzieć (195cm wzrostu hiehie to lubię!),ale zauważyłam ,że przez całe to spotkanie wolałam patrzec mu w oczy niż ,jak zwykle speszenie na krajobraz okolicy. Poprosił mnie ,abym położyła dłonie nie jego dłoniach,CUDOWNE!!! Miał takie ciepłe dłonie,takie pachnące...Sytuacja się zacieśniała wiedziałam ,że już nie czas ,a centymetry dzielą nas od pocałunku,ale......uchyliłam się......IDIOTKA! IDIOTKA!AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Chciałam go pocałować ,ale ,ale ja nie potrafię! Nie chciałam się zbłaźnić ,a wszyscy wiedzą ,ze mam do tego talent. No ,ale jakoś wybrnęliśmy z tej krepującej sytuacji wciąż trzymając się za dłonie. Patrzyłam mu w oczy ,jego piękne zielone oczy....Spytał się czy może mnie pocałować w policzek....może,może MUSI! CHociaż krzyczałam całym wnętrzem,cicho z usmiechem odpowiedziałam przytakująco...Wprost nie do opisania ,jego ciepłe usta na moim policzku...Ruszyliśmy dalej ,co prawda już bez kontaktu cielesnego ,ale każde miało banana na ustach :):):):):):):):):):):):):):):):):)Gdy wkroczylismy na moje osiedle ,musieliśmy się rozłączyć ,w końcu wracałam od koleżanki Magdy. Hiehie jednak moje zachowanie nie pozostawiało złudzeń ,że koleżanka Magda jest płci męskiej...

24 grudnia 2006   Komentarze (2)

W moim magicznym domu wszystko się zdarzyć...

Jakie tym razem mrożące krew wydarzenie spotkało pannę Alicję? Ano przeziębiła się bidulka ,ale nie o tym teraz...Dzień zaczął się spokojnie. Panna Alicja obudziła się o 5 ,z nadzieja spojrzała czy jest może jakaś wiadomość od pana architekta ,który zwykł o 2 w nocy pisac do niej esemesy i zniesmaczona brakiem oraz tak wczesna porą swojego obudzenia ,poszła spać dalej. Spała do 8 ,wstępnie się wyspała i zeszła na dół ,do salonu...W salonie ,jak to w salonie ,nic ciekawego. Mama czytała gazetę ,telewizor wyjatkowo był wyłączony ,w krótkim czasie rodzicielka pojechała na zakupy ,a ja zostałam i przejęłam gazetę("Najwyższy Czas!") po mamie. Siędzę sobie siedzę ,delektuję się kazdym słowem z felietonu p.Korwina-Mikke ,gdy mama właśnie wraca z zakupów.W chwilę później dzwoni telefon...Niby nic nadzwyczajnego ,ale Alutka od jakichś dwóch lata stara się tych telefonów nie odbierać...Ot ,taka fobia...Telefon odbiera mama,pada potwierdzenie tożsamości i widzę jak uginają jej się nogi ,jak puls zaczyna szybciej bić. Myślę sobie "cholera ,ktoś umarł!"(błyskotliwie :P),ale nie ,wtedy reakcja byłaby gorsza ,więc co? Po odłożeniu słuchawki zapada milczenie ,krótkie..."Co się stało?"-"Twój braciszek ,ten pacan jest w areszcie.." Odetchnęłam z ulgą ,nie to żebym była przyzwyczajona do takich wiadomosci ,ale sądząc po tonie mamy ,nie było to nic poważnego,zresztą gdyby było ,usiadłaby na krześle ,czego w tej sytuacji nie zanotowałam...W wyniku tych okoliczności trzeba było jechać po naszego ancymona i zapłacić grzywnę. Z chęcią bym po niego pojechała ,ale jak zwykle "a ty tam po co?!"...No to zostałam...Mama wraz z panem bratem przyjechała i dowiedziałam się ,że chodziło o libację alkoholową w akademiku ,dokładniej wynoszenie łóżka przez okno...Ciekawy sposób,ale nie polecam ;)...Co tam jeszcze? W ostatni poniedziałek popełniłam samobójczy krok-zgłosiłam się do olimpiady z historii,zachęcona tym ,że jeśli zostanę laureatem to przyjmą mnie do każdego liceum...Hehe kazdy by sie połasił ,a że ,gdy chcę to potrafię wykuć się z owego przedmiotu na blachę ,to się zgłosiłam...Niestety trochę zbielałam ,gdy przeczytałam wykaz książek ,jakie przydałoby się przeczytać w ramach minimalnego przygotowania ,ale cóż jak Alutka się za coś bierze ,to ma smaczka na najwyższe trofeum! A co! W każdym bądź razie lektura tych książek zajmie mi najbliższe 4 miesiące popołudni ,które to będe spędzać w bibliotece...życzcie mi więc szczęścia...

07 października 2006   Komentarze (1)
< 1 2 ... 14 15 16 17 18 >
Pewna_dziewczynka | Blogi