To jest tytuł niezwykle ciekawy...
Sobota:
Ta, no to mamy ferie. I nie mamy co robić...Dlatego piszę kolejną notkę, jeśli nigdzie nie odważę się wyjechać, zapewne skatuje was moimi blogowymi przemyśleniami, ale zawsze jest nadzieja, że uda mi się oderwać od tego pudła...nadzieja matką głupich...czyli sierotą nie jestem. Dzisiaj kolejny cykl narzekań, chociaż...no nie wiem, w sumie byłam dzisiaj nawet szczęśliwa...słońce, nie macie pojęcia, jak jestem od niego zależna, zupełnie jak roślina, dzięki Bogu takowe się dzisiaj pojawiło i przez 6 godzin gadałam jak nakręcona, co mi się nie zwykło zdarzać, ale oto słońce zachodzi i nic mi się nie chce. Zapewne żądni jesteście moich wrażeń po spotkaniu z Sławkiem, a otóż wrażeń brak, spotkanie w ostatniej niemalże chwili zostało odwołane. Powód cytując,(czekajcie, tylko niech ja wyjme swoją komóreczkę)"Ojciec koleżanki ma schizofrenie i postanowił ją zabić, w związku z czym robię za bodyguarda". Tak, tak moi drodzy, to nie zmyslona historia panny Alicji K. tylko samo życie. Mogę w to uwierzyć, bo niby po co miałby kłamać...oooo a teraz przyszedł sesemes, że może byśmy się spotkali jutro. Hmm...jutro, tylko kit, że będę u Magdy raczej nie przejdzie, tym bardziej, że miałam być u niej już dzisiaj. Nie dobrze, nie dobrze, plączemy się Aluś w zeznaniach. Jakoś to będzie, teraz problem jest taki, że facet chce ze mną porozmawiać telefonicznie, a ja , jak już wam wspominałam panicznie takich rozmów z nieznajomymi się boję i nie lubię. Eh wsiadłabym sobie teraz w jakiś pociąg z przedziałami, z jakimś przystojnym studentem....no dobra zagalopowaliśmy się. Wiecie, jak Alutka nie ma o czym mówić to zaczyna biadolić i snuć swoje senne marzenia. Senne marzenia, heh jak ja nawet nie pamiętam kiedy ostatnio cos mi się śniło, notorycznie się nie wysypiam i codzień mam podkrążone oczy...
Niedziela:
Wczoraj nie skończyłam, bo pan brat mnie wyganiał z przed komputera. Zresztą niewiele miałam treści istotnych do przekazania. Dzisiaj natomiast mogę was zaszczycić kolejną relacją ze spotkania. Jako, że pan Sławek jest mieszkańcem Warszawy umówiliśmy się w w miarę charakterystycznym dla Olsztyna miejscu, czyli pod Wysoką Bramą. Swoim starym zwyczajem mamie zełgałam, że ide do Magdy, nie sądzę by w to uwierzyła, ale cel został osiągnięty, mogłam wyjść z domu. Niestety równie starym zwyczajem wyszłam z niego zbyt wczesnie, więc zanim Sławek (niezręcznie mi do niego po imieniu mówić :P) się pojawił Alutka zrobiła sobie kilka rundek w około starówki, pilnie wpatrując się we wszelkie sklepowe wyprzedaże. W końcu jednak ostatecznie poprawiła się w odbiciu zaszklonych afiszów, wypluła starą gumę i wzięłą nową. Nie wiedziała w końcu, czy przypadkiem ten oto kawaler nie okaże się przystojnym i szarmanckim księciem, który zawładnie jej sercem,a miłość ta będzie musiała być ukrywana przed rodzicami i Alutka będzie na wagary jeździła do Warszawy. Tak, tak nasza maleńka Ala nocami marzy o takich przygodach, ale nie martwcie się, gdy dochodziłam do miejsca spotkania, widziałam jakiegoś pana w pomarańczowej kamizelce i zbliżającego się jakiegoś gościa. Nawet nie wiem jak go sklasyfikować, spodnie moro, bluza GAPa, szara kurtka, okulary, tak jakby 29 letni, ale jakiś taki stary. Gdzieś tam w myśli przeleciało mi nawet, że to pewnie ten mój kawaler, ale nie chciałam, aby to była prawda. Niestety to była prawda. Uśmiechnęłam się, dałam mu rękę na cześć i poszliśmy. Szczerze niewiele pamiętam z tego spotkania, znaczy się , odnoszę wrażenie, że chyba więcej mówiłam niż on, było sympatycznie, bo i on był sympatyczny,ale to chyba jedyne co moge powiedzieć. Chciał mnie zaciągnąć do jakiejś kawiarni, ale właśnie moi drodzy...panna Alicja K. ostatnio nabawiła się, niewiadomo skąd, takiego dziwnego kompleksu, że niby konsumuje jak świnia, to też za żadne skarby na żadne ciastka, czy też herbatę zaprosić się nie da. Tak samo jak z tym odbieraniem telefonów, wmówiła sobie, że ma okropny głos i telefonów nie odbiera. Oj Alutka, Alutka co z ciebie wyrośnie? No, ale dobrze, spotkanie w końcu się skończyło i ruszyłam autobusem w stronę domu. Humor taki trochę "tu-mi-wisi-styczny"
,czyli normalny, czyli jak zwykle było mi wszystko jedno i jak zwykle ukradkiem wpatrywałam się w męską część pasażerów. Nie było jednak do kogo wzdychać,odwróciłam się do okna i jechałam. Spojrzałam na zegarek, było trochę wcześnie, trochę za wcześnie jak na pobyt u kol. Magdy, ale co w takim wypadku miałam zrobić? Postanowiłam pójść na spacer, a co! Chcąc powspominać trochę spacer z Grzegorzem udałam się na znaną wam już betonówkę. Gdzieś tam nawet miałam nadzieje, że może go spotkam, nawet z jakąś inna dziewczyną, byle go tylko zobaczyć jeszcze raz, poczuć jego zapach...ah! Grzegorz, wiesz co? Wisi mi to wszystko, że nie traktujesz mnie poważnie, że bawisz się moimi uczuciami, ja mam to gdzieś! Tylko przyjdź i dotknij mnie jak wtedy, pocałuj...Eh Alutka, Alutka nasza mała wariatko...Zresztą wszystko mi chyba jedno czy byłby to Grzegorz, czy jakiś Pankracy. Ja potrzebuję chłopa!!! Ale żeby był taki duży jak Grześ...Taki ciepły i tak pachnący...mrrr jo żem jest "something pojebałos". Wracając jednak do tematu, szłam, sobie szłam, niewielu ludzi mnie mijało, jeśli już to jakieś pary z psami, w końcu doszłam do takiego małego mostku, co to nad rzeką "ściekówną" stoi i postanowiłam się wdrapać na poręcz, a to z kolei na to, że może taki pejzażowy widok "dziewczynki na mostku" poruszy jakiegoś młodego junaka. Siedziałam tak dobrą godzinę wpatrując się w okolicę, ludzie przechodzili dalej, chwilami przyglądając się jakbym zwariowała, w końcu rzeczka była dość płytka i tylko wariat decydowałby się na potop w niej, w międzyczasie przeszło nawet dwóch młodych, nawet, nawet mężczyzn z psami, ale niestety i oni nie poczuli się do roli negocjatorów i nie zwracali uwagi na to, że siedzę na poręczy mostu i w każdej chwili przechylić się mogę. Jakaż znieczulica teraz panuje! Dobra, w końcu zeszłam, nie chciało mi się marznać, a godzina już była całkiem, całkiem na powrót do domu. I tu się powieść o moich dzisiejszych przygodach kończy. Może pójdę jeszcze dzisiaj na "Rysia" , bo wszystkie Ryśki to fajne chłopaki :P, ale wiadomo,że jesli do kina to i tak bedę łowicz swoim wzrokiem niewinnych mężczyzn. Rany jaka ja jestem popaprana...