• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Pewna dziewczynka bez brwi

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2015
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014
  • Luty 2014
  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2013
  • Listopad 2013
  • Październik 2013
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2010
  • Grudzień 2009
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006

Najnowsze wpisy, strona 11


< 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 17 18 >

Smęcenie przy akompaniamencie pilarki sąsiada......

Gdyby tak się dłużej w głowę podrapać, można by dojśc do wniosku, że z Alutki nam się tutaj straszna materialistka zrobiła. Jednak słowo zrobiła wskazuje na przeszłość niedawną, a z nią to tak chyba od dawna jest. Przynajmniej od kiedy zrozumiała, że dzieci z podwórka nie zawsze są posłuszne i nie chcą wykonywać jej poleceń:P A przecież było to dla niej zjawisko niewyjasnione, gdyż w domu swoim już od lat najmłodszych rozstawiała wszystkich po katach i terrozryzowała dom krzykiem, gdy ktoś podejmował się ryzyka przełączenia jej ukochanego Cartoon Network, który leciał dosłownie mówiąc około 18 godzin na dobę. Patologia od kołyski, oto kulisy dzieciństwa naszej Alutki, rozpuszczony do granic możliwosci bach. Czasami było lepiej, czasami gorzej, a obecnie jest najgorzej, bo rzeczywiscie wszelkie swoje uczucia przelewa na sprzęt RTV-AGD, tak odkurzaczowi tez się należy, a co. Owszem, można machnąć ręką, powiedzieć, pójdzie do nowej szkoły pozna nowe osoby, ale to już nawet nie od nowych osób zależy. Wszystko wskazuje na to, że jej obecny układ całkowicie odpowiada. I nie chce go zmieniać, bo ludzie ją irytują, swoich rówieśników zwykle rozpracowuje w 5 minut, rozpracowuje czyli wkłada do odpowiedniej szufladki i rzadko się myli. Jedyną rówieśnicą, która mogłaby w jakis sposób jej imponować była stara klasowa koleżanka, a właściwie i nowa, bo ironio losu, jest to druga, po Filipie osoba ze starego składu, która będzie ze mną w klasie. Myślę, że mogłabym ja tutaj obsmarować do cna i mieć pewność, że ona tego nie przeczyta. Bardzo prawdopodobnym byłoby jednak, że któraś z solidarnych koleżanek by jej doniosła, ale po pierwsze nie mam czym ją obsmarowaywać, a po drugie nasze stosunki i tak są do tego stopnia zimne, że cokolwiek bym nie powiedziała, nie miało by to znaczenia. Nazywa się Jadwiga, choć w szkole bardziej popularnym było zwracać się do niej per Jagis, bądź też Jagusia. Osobiscie, gdy wyładowywałam swoją złość w myślach nazywałam ją Jadźką, ale szczerze nawet mi to nie pomagało, bo imię Jadwiga uznaję za ładne. Własciwie zazdrościłam jej wszystkiego od rodzeństwa po charakter czy styl ubierania. Była dojrzała i to zdecydowanie bardziej dojrzała niż ja, to też mnie denerwowało niesłychanie, ale jeszcze bardziej denerwowało mnie to, że w moich oczach ona właściwie nie miała wad. Czasami zdarzało mi się myśleć, że jest dość podobna do mnie, że gdybym miała swoją dobrą strone, byłabym jak ona. Wiedziałam, że mogłabym być jak ona, lecz sęk w tym, że to miasto byłoby za małe dla nas dwóch. Chyba jako ta słabsza postanowiłam usunąć się w cień i zamiast zajmować jakieś marne miejsce w szeregu dzieffcynek, znaleźć sobie bardziej poważane miejsce wśród chłopaków. I to było lepsze, bo chociaż tam nie byłam durnowatą Alutką. Oh biedna Ty Alutka jesteś. Oh i ah, ubolewam nad Twoim przykrym życiem...Tryiumfem byłoby, gdyby okazało się, że jednak ona to czyta...Tak zauważam, że mimochodem zaczął mi wychodzić ten Alfabet, który zapowiadałam, szkoda jedynie, że zaczęłam go od osób, z którymi nadal bedę chcac nie chcąc utrzymywać kontakt, a więc nie dobrze...aaaale "mam wszystko w tyleee, są czasem takie chwileee, że się nie mylęęę...tarararaa". Jest mi już wszystko obojętne, jeśli rzeczywiscie panna Jadwiga okaże się tak dojrzała to bedzie mnie miała w głębokim poważaniu tak jak i całą moją twórczość. Ahoj!

11 sierpnia 2007   Dodaj komentarz
dfdgfdg  

Nie wiem jak wypowiedzieć to zachwyciło...

Naiwnoscią byłoby powiedzieć "szczęście w nieszczęściu". Przed chwilą rozwiązała się sprawa mojego odtwarzacza. Jest kaput. Słowem nie żyje. A internetowy sklep, w którym go kupiłam, nie posiada już mu podobnych nawet w magazynie. Myślę, że warto tutaj podać nazwę tego sklepu. Przez dwa miesiące zwlekającego z wyjaśnieniem sprawy. PIXMANIA. Odradzam wszystkim, bez wyjątku. Na czym polega więc szczęście? Łaskawie zostanie mi zwrócona równowartość mojego odtwarzacza, ale uwaga, zostaną od tego odjete koszty przesyłki. No świetnie, biorac pod uwagę, że sprzęt musiał być wysyłany do serwisu gdzieś we Francji, to wręcz genialnie 200 stówy do tyłu! Niech zyje Pixmania. I tego by było za mało, bo owszem zwracają mi tą gotówkę, lecz w postaci bonu na kolejne zakupy w Pixmanii. O ironio losu! Teraz tato wkurzy się doszczętnie, bo znowóż, gdyby nie daj Boże Nikonowi Wspaniałemu coś się stało, a w związku z zaistniałą sytuacją będę musiała skorzystac ponownie z usług tegoż sklepu, to tato bedzie zmuszony do kontaktowania się z tymi patałachami. Ehh nie wiem zupełnie jak to rozegrać. Kochałam ten odtwarzacz miłością szczerą, wszak był on mi jedynym przyjacielem, a teraz odszedł na wieki wieków. Nie wiem, nie wiem, czy kupować drugi czy odłożyć te pieniądze na rzecz Nikona. Wszak dobrze było się odcinać od szumu świata codziennego jadąc autobusem bądź idąc na piechotę do szkoły. Aaaale trzeba sobie ustalić priorytety. Moim priotetem jest Nikon, gdy już wejdę w jego posiadanie, wtedy może pomyślę nad jakąś mp3. Ja to mam dylematy, prawda:P Aż żal mi się samej czasami robi, gdy myślę, jakie bzdury stanowią moje życiowe problemy. Ale i prawda jest taka, że ostatnio jakoś taki człowiek bezproblemowy się zrobiłam. Poziom frustracji mi spadł, do następnego miesiąca:P W sprawach rodzinnych wszystko git, zdrowie dopisuje wszystkim, od kiedy parcuję z tatem, zaczęliśmy się lepiej dogadywać, wręcz zaczął mi się wydawać bardziej ludzki. Z mamą też jest w porządku.  Dobrze sypiam, do tego stopnia dobrze, że codziennie coś mi się śni. Rower...no tu sprawa bardziej skomplikowana, ale dzisiaj znów jadę z nim do serwisu. Natomiast mężczyźni? Ah mężczyźni, na razie daję sobie z nimi spokój, matka biologia doskonale wie co robi. Gdy przyjdzie czas przyjda i mężczyźni w końcu każda potwora znajdzie swego amatora, więc jakże Alutce by się miało nie udać? Nie prawdaż, że jest śliczniusio? Czasami jedynie można u mnie zaobserwować objawy psychozy, gdy gram w Rollercoastera. Ściągnęłam sobie jakoś tydzień temu, tak z nudów, na przypomnienie dzieciństwa (jak bym teraz była dorosła) i gram całymi dniami. Że gra zaczyna mi bokami wyłazić to wymyślam różne dziwne scenariusze. Na przykład najsampierw zganiam pełno ludzi, później kasuję im drogę do wyjścia, rozmontowuje całe wesołe miasteczko i zamykam wszystkich zgromadzonych(tj, ok 400 gości) na powierzchni 4m x 4m. Żeby nie było, że jestem nie humanitarna, to dodam, że zostawiam im równiez toaletę:P Ala jest ZUAAAAA! Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że podczas gry słucham zespołu Coma. Zakwalifikowałabym to do hardrocku. Całkiem znośna muzyka, ale wokalista przesadza chwilami z tym swoim ryczeniem zachrypnietym głosem, widać, że niejedną paczkę Sportów w życiu wypalił. Uwiódł mnie tekst piosenki, co się zwała System, gdzieś w środku były słowa "Zastrzeliłem się
październikiem w łeb", tyle, że w czasie pierwszych przesłuchań wydawało mi się iż w słowach zamiast "się" jest "cię" w związku z czym uznałam to za wyjatkowy romantyzm. Hehe, nieważne, chyba dopada mnie głupawka w związku z czym plotę trzy po trzy i śmieję się nawet z teleturnieji typu "Wygraj fortunę". Te prezenterki to dopiero maja gadane:P Aaaaa wczoraj widziałam, jak Richa z "Mody na Sukces" wiozło pogotowie, aż oddech wstrzymałam! No idę, idę, bo wy zwykli ludzie nie jestescie w stanie docenic mojej weny XD...NIKON FOREVER!
10 sierpnia 2007   Dodaj komentarz
cvbgdbfd  

No o czym innym, jak nie o NIkosiu:P

   Po raz kolejny zmiany, jakoś nie moge znalęźć kompromisu w sprawie wyglądu tego bloga. Jak diabeł święconej wody boję się efektu z jakim mamy do czynienia w przypadku większości blogów nastolatek czyli szablon "jaki świat jest zły, oto zamykam się w swoim cierpieniu" i oczywiscie masakryczne zdjęcie skulonej kobiety. Bo Ala niby czuje się lepsza:P Ale ciężko jest tegoż kiczu uniknąć. Najnowszy wklejony obiekt również jakąś tam dozą przesadzonej melancholii siąpi, ale nie ma co znów popadać w skrajnośc i wklejać tam twarz roześmianego dziecka, bo to również na swój sposób jest mi nie w smak. Co wcale nie oznacza, że ja dzieci nie lubię:P Chyba, że rozpuszczone bachory z mamusiami co prenumerują Cosmopolitan, to i owszem:P

   Znowu nie chciałabym zapeszać, ale tak romans z Nikonem D40x robi się coraz bardziej realny. Ja wiem, jestem kobieta niewierna, ale te jego rozmiary pikselowe:P No człowiek głupi jest, bo to Ci co się znają, to twierdzą, że tych pikseli takiemu amatorowi jak ja to i by wystarczyło 3 mega, ale wiecie jaka Ala jest. Z moich skrzętnych obliczeń wynika, że gdybym tak jeszcze przepracowała 60 godzin, to połączyłabym się z młodszym bratem D40 świętym węzłem małżeńskim w akcie kupna już bez żadnych przeszkód, a 60 godzin, to właściwie jest pikuś, bo dajmy na to, dzisiaj pracowałam przez godzin 8. Tylko to znowu jest taki hurraoptymizm i gdyby się nie sprawdził to byłoby bardzo bolesne. Jednak na dzień dzisiejszy jest koniunktura na moje usługi, wiec myśli badźmy dobrej. Zresztą nawet gdybym miała robić za darmo to i tak wolałabym to niż siedzieć w domu. Fucha jest to niezła wam powiem i gdyby nie moja wybitna tępota matematyczno-geograficzno-fizyczno-czasami biologiczna, to z checią bym i poszła na tą geodezję, co by szeregi rodzimej firmy zasilić, ale sorry Winnetou, w kwestiach ścisłych jestem cienki Bolek;) A tak do latania z tyczką po polu to myśleć nie trzeba wiele, że jestem kobietą, to nikt mi pali wbijać nie każe, zwykle robota jest usytuowana na przestrzeniach zamiejskich czyli dookoła łąka, uwalić się można i w niebo patrzeć, no tyle, że płaca taka jak na budowie za noszenie cegieł, wiec rodziny raczej bym za to nie utrzymała;) A niestety myśleć o tym trzeba, bo mężczyźni teraz są jacy są, że kobiety głupie, na traktory się pchają, to mężczyźnom "w to mi graj". Aaale nie będę wchodzić w ten temat, bo mnie nerwica bierze jak przychodzi mi myśleć o tej całej ludzkiej degrengoladzie. Reasumując, praca uszlachetnia ;) I sama siebie zaskakuję, że ja ssak z gatunku leni naczelnych mówię coś podobnego. Choć jutro mam wolne, no, to może w końcu zaniosę koło do serwisu, oby się udało...

09 sierpnia 2007   Dodaj komentarz
ghfd  

Ciocia Ala radzi...

Dzisiaj Ala po raz kolejny przekonała się o przyczynowo-skutkowym biegu dziejów. Wpakowała się w kolejną, wielką, krwistą, niezasmażaną kaszanę. Przez ostatni rok nauczyła się, że kłamstwo wcale nie musi być ciekawsze od prawdy, bo to bowiem jedynie zycie pisze scenariusze na miarę M jak miłość. Nie nauczyła się jednak jeszcze mówienia prawdy prosto w oczy, w internecie owszem szczera była aż do bólu. Ładną wczoraj napisałam notkę? Ano ładną, tak ładną, że dzisiaj wracając z pracy, mój telefon obwieścił, że dostałam smsa. Od kogóż to? Pomyślała sobie Alutka, ostatni sms, który wysłał osobnik z krwi i kości, a nie system spamujący, dostała wczoraj wieczorem, zresztą to i tak okoliczność była specjalna. Zwykle zdarzało jej się czytać smsa co dwa tygodnie, co i tak było można nazwać natłokiem wiadomości w jej przypadku, a tymczasem ktoś pisał do niej smsa. No któżby inny w moim zaskakująco mrożacym krew w żyłach życiu, jak nie sam poszkodowany wczoraj udziałem w notce Filip. Widać chłopak wspiął się na wyżyny dyplomacji, bo w swoim smsie, ani razu nie użył wobec mnie słowa "idiotka", a nawet nazwał mnie człowiekiem. Łaaaał hip hip hurrra, weź Filip, bo jeszcze naprawdę wezmę to sobie do serca i pomyślę, że jestem człowiekiem! W każdym razie pragnę sprostować.

 

1) Filip nie twierdzi, jak pisałam, że słucha Eminema. Filip słucha Eminema, ma większość płyt(chodnikowych XD).

2) Eminem to nie hiphop.

3) Eminem to rap. (Białodupny raper, dobre sobie XD!)

4) Nie zgadza się równiez z ustępem odnosnie żon.

 

I widzicie państwo, niczego w życiu być pewnym nie można, Alutka dała by sobie głowę uciąć, że po tych serwerowych zawieruchach, jej adres przepadł zupełnie i nie będzie już dostepny dla osób z jej klasy, a tu taka heca! Dzieci uczcie się z przykładu cioci (16 lat zobowiązuje:P) Ali i pamiętajcie by zawsze ugryźć się w ozor zanim zapragniecie coś napisać.

  No, miało być dzisiaj o czymś zupełnie innym, raczej jakiś płaczliwy temat, ale widzicie, człowiek ze mnie dziwny i po pracy humor mam szampanski, a jeszcze ten fakt, że wplatałam się w kolejną niesmaczną sytuację, ah to mój żywioł! No i o osiem godzin jestem do przodu w sprawie Nikona. Jest git. Tak z tego co pamiętam, to już nawet układałam sobie w głowie co napiszę. Miało być między innymi takie zdanie w klimacie ciemny wieczór, ja stoję nad rozkopanym dołem, w dole zapewne jakieś zwłoki i tak kończę palić peta i rzucam go na podłogę. Teraz uwaga, uwaga zdanie: "Problemem wiekszości ludzi jest , że nie rozumieją tego, że ja nie uznaję relacji przyjaźni. Pchają swoje przyjazne pyski w oczekiwaniu odwzajemnienia. A ja zwykłam ludzi dzielić na tych, których wpuszczę do domu i tych, którzy nie przekroczą nawet furtki." No, mi się podoba:P Wiadomo, że i dom i furtka są metaforami, bo inaczej by było za mało nadmuchane. Ok, kończę już kończę, idę jeszcze popatrzeć na cudownego Nikona i zmykam... 

 

Aaaaaa! Zapomniałabym nadmienić jak bardzo byłam na was zła mysie pysie. Zła byłam, bo w swoim różowiutkich notesikach, nie zanotowaliście różowiutkim długopisikiem, że w 62 rocznicę zrucenia bomby na Nagasaki, wasza ukochana, klawa, arcyinteligentna Alutka ma urodziny! To oburzające! Panie Filippo, pan też nie raczył:P

07 sierpnia 2007   Komentarze (1)
fghfhhf  

Nie rycz mała, nie rycz, ja znam te wasze...

Dzień jak każdy, jak każdego dnia otworzyła oczy. Tej nocy śnił jej się Filip, stary klasowy kolega, z którym od września znów będzie chodzić do tej samej klasy. Sen ten był dość osobliwy, sugerował jakoby łączyło ją z nim coś więcej niżli codzienne grzeczności. Czasami patrzyła na niego pod tym kątem i wydawało jej się jakoby z jego strony też było coś na rzeczy, jednak postanowiła nie zawracać nim sobie głowy dopóki nie dorośnie do czegoś wiecej niżli ciaganie koleżanek za warkocze w celu wyrażenia swojego zainteresowania. Filip to własciwie typ o predyspozycjach pantoflarza, ma stanowczą matkę, z zawodu zresztą sędzinę. Zawsze uczył się dobrze, zwykle swoje miejsce znajdywał w klasowej trójce, do niedawna próbował się buntować. Nieudolnie udawał styl hiphopowca i twierdził, że słucha Eminema. Mówię nieudolnie, bo to zwykle jego mama decydowała o tym jak Filipek się ubierze. Nie mogła pozwolić, by nosił te cyrkowe spodnie z krokiem na poziomie kolan. Kobieta z silnym poczuciem estetyki ...i władzy. Być może podświadomie, zupełnie dyskretnie jakby chciała już na etapie gimnazjum wypatrzyć dla swojego Filipka żonę. Tak się akurat stało, że Ala akurat została wytypowana. Pewnego razu, gdy miała składać papiery do liceum, z racji tego, że Filip również się tam wybierał, jego mama zaproponowała, że ją podwiezie. Była to kobieta stanowcza, a to nie była propozycja. To był wyrok. Gdy zamknęły się drzwi, a zamki lekkim pyknięciem zasygnalizowały, że wyjścia już nie ma, zaczęło się niby delikatne przesłuchiwanie odnośnie całego jej życiorysu. Ale po co tutaj o tym wspominam, to był jedynie sen, jakich w swoim zyciu śniła tysiące. Wstając uśmiechnęła się jedynie do siebie, jak bardzo abstrakcyjne moga być jej sny. Dzień nie zapowiadał się ani szczególnie optymistycznie, ani nazbyt źle. Ot dzień, jak codzień. Poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Minęły już czasy, gdy na jej twarzy pojawiały się nieplanowane wypryski. Oczy miała średnio podkrązone, właściwie bardziej z powodu niezmytego tuszu do rzęs nizli niewyspania. I jedynie odbicie oka zwróciło jej uwagę. Pękniete naczynka, pierwszy ślad rozkładu ciała w procesie starzenia, czy może jedynie kilkudniowa zmiana gałki ocznej. Zepsuło jej to humor, zaczerwienienie na oku, a właściwie idaca przez pół oka żyłka, nie wyglądała na coś co zejdzie w ciągu kilku dni. Jakże zeszpeciło jej to dzień i buźkę. Bez skalpela się nie obejdzie.Odeszła zirytowana od lustra, zrzuciła piżamę i owinęła się szlafrokiem. Jak każdego dnia poszła wziąć prysznic. Umyła głowę, bo nadal nie zdązyła zlikwidować tego głupiego nawyku codziennego faszerowania swoich włosów szamponem. Zawinęła włosy niedbale w ręcznik i usiadła w salonie. Na stole leżała bombonierka, w niej resztki zawartości, czekoladki, na które jest najmniej chetnych. Tym razem były z nadzieniem toffi. Nie przepadała za tym smakiem, przepadała jednak za wszystkim co jest słodkie. Tym sposobem na śniadanie zjadła pół bobonierki i chyba jedynie tym, ten dzień zaczynał się różnić od wszystkich poprzednich. Wkrótce zdjęła ręcznik i usiadła przed komputerem. Włosy schły, a jej tak fatalnie nie chciało się ich rozczesywać. Nie miała dla kogo. W rezultacie wyschły nierozczesane tworząc na jej głowie afro i jedynie wiadomość, że za pół godziny ma być gotowa do pracy zmusiła ją do doprowadzenia się do porządku. Przepracowała równo cztery godziny. Wśród palącego słońca i klących robotników. Było jej jednak wszystko jedno. Wróciła do domu, czekali na nią dziadkowie. Przywitała się z nimi jedynie przez "dzień dobry", bardzo często żałowała, że nie umie się witać w sposób bardziej ciepły, ale taka już jest, bezemocjonalna. Na stół został wniesiony tort, odbył się coroczny test wydolności płuc i były życzenia. On jednak nie napisał, a nawet On nie napisał, że ten dzień różni się czymś od poprzedniego i następnego. Dopiero teraz poczuła jak bardzo jest samotna. Cynizm nie pozwolił jej jednak na dłuższą refleksję. Zwykły sierpniowy poniedziałek popołudniem. Ten dzień, nie różni się niczym od zwykłego dnia. Jedynie głupia legitymacja szkolna wskazuje, że ukończyła kolejny rok życia, równie samotnie jak kazdy poprzedni.

Im bliżej jestem Nikona D40 tym bardziej chce posiąść Nikona D40x...człowiek to jednak stworzenie pazerne...

06 sierpnia 2007   Komentarze (1)
dsfgsgfds  

Babcia Krysia superstar...

Z wielkim trudem wtoczyłam się przed oblicze komputera i oto jestem, piszę dla was notkę. Po obiedzie u babci Krysi nie sposób inaczej dostać się gdziekolwiek. Dzisiaj co prawda standardowy obiad niedzielny, czytaj schabowy i pomidorówka, ale ten smak....ah ten smak to poezja, na której eksporcie państwo mogłoby zarobic krocie. Dobrze, ale ja dzisiaj nie o kulinariach i własciwie tez i o niczym konkretnym. W każdym razie drodzy państwo wspomnę, że poznać tą oto szalenie nieprzewidywalną staruszkę(choć i z tym wiekiem nie ma co przesadzać), to zaszczyt ogromny, więc drodzuy kandydaci na męża, liczcie się, że prędzej czy później traficie przed oblicze mojej babci:P Jeszcze chyba nie było obiadu, żebym nie leżała ze śmiechu na podłodze. Dla przykładu, dzisiejszego południa, a właściwie popołudnia, kiedy to juz wszyscy siedzą przy stole, półmisek z mizerią w ruchu, temat prowadzonej rozmowy schodzi na schorowanego znajomego, a babcia z uśmiechem na ustach oznajmia wszystkim siedzacym, że ona jak juz umrze, to chce zostać pomocą dydaktyczna dla studentów medycyny. Looodzie, tego to nawet ja bym nie wymyśliła;) Mało co się kotletem ze śmiechu nie udławiłam. Inna sprawa, że ja zwykle jem w pospiechu i takie udławienie w moim przypadku jest śmiercią w przyszłości jak najbardziej prawdopodobną. Nie wspominając o tym, że nie umiem posługiwać się nożem i kotleta jem jak sześciolatek i jak najbardziej nie wyolbrzymiam, bo najpierw kroję nożem na kosteczki i potem widelcem to zjadam:P No taki inwalida ze mnie. Tak, a po zjedzeniu obiadu, jak zwykle babcia rozpoczyna temat "a Bernard jak był mały, a Ala jak była mała, a Darek jaki był duży". I wtedy zaczyna się popołudnie wspomnień, setny raz opowiadane, jak mnie bracia przywiązywali do bramy, jak podziurawiłam fotel, jak podpaliłam dywan. Różne wybryki sprzed okresu szkolnego;) Ah te niedzielne obiady...

I już tylko 300 złotych dzieli mnie od Nikona:)

05 sierpnia 2007   Komentarze (1)
gfdsfgd  

O wszystkim i o niczym, rozważania o zmierzchu...

Jest siedmiu mężczyzn, którzy upewniają mnie w przekonaniu, że urodziłam się jakieś 20-30 lat za późno.

 

 

♦ Waldemar Łysiak

 

♦ Janusz Korwin Mikke

 

♦ Wojciech Cejrowski

 

♦ Pułkownik Heldbaum ;) 

 

♦ Tilo Wolff

 

♦ Gary Oldman

 

♦ Rocco Siffredi (znawcy kinematografii wiedza o kogo chodzi XD)

 

Na szczęście jest jeszcze Krzysztof Bosak:P A propos, przegladajac moja skrzynkę mejlową, wzrok mój przywołał pewien krzykliwy nagłówek porcji codziennego spamu wysyłanego przez niejaki portal pudelek.pl. Głosił on...chwila co on głosił...coś w stylu "Saleta krytykuje pupę Kasi Cichopek! czy  Uczestniczka "Tańca z gwiazdami" Isis Gee jest facetem!? ". Zabicie mnie, ale musiałam się dowiedzieć, co Przemek ma do pupy Kasieńki, ulubienicy tysięcy polskich gospodyń! No i tak mnie lektura, wyobraźcie sobie pochłonęła, wypieki na policzkach i te sprawy, gdy w końcu na istnym głodzie wiedzy, czyj jeszcze tyłek i komu się nie podoba, trafiłam na niusa, że oto nasz śliczny Krzyś, niegdyś prezes Młodzieży Wszechpolskiej, obecnie poseł na Sejm RP, wystąpi w Tańcu z gwiazdami. No cóż, najpierw konsternacja, co jest, Krzysiu, tyś przecież moim ulubieńcem, a takie numery wywijasz?! Aaaale po chwili, oh Krzysiu, Ty to jesteś:P Przecież wiadomo, że występ w tym programie ma służyć jedynie wzrostowi popularności, a jeśli grono fanek dzieki temu postanowi żyć jako wzór cnot marząc, że w przyszłości zostaną dziewczyną boskiego Bosaka, to ja mogę jedynie podziękować panu Krzysztofowi, niech polska młodzież wzrasta wzorem naszego Krzysia, a będzie dobrze. Dobrze, to tyle o gorących towarach z nowej edycji Tańca z gwiazdami:P Swoją drogą...to sie tak trochę jak Moda na Sukces robi, ale jak Boga kocham, to jest dla mnie fenomen socjologiczny!

A teraz melancholijnie...stary poczciwy Kazik...

 

Co u Ciebie nowego? Tyle lat cię nie widziałem
Kiedy to ostatni raz, nawet nie zapamiętałem
Dokąd jechał ten pociąg, którym jechać miałeś?
Wsiadłeś wtedy w ogóle? Czy na peronie stałeś?
Jakie słowa i myśli były z nami w tej chwili?
O czym żeśmy gadali i w co żeśmy wierzyli?
Wszystko mi się miesza
Obraz, obraz przykrywa
Weź, mi proszę przypomnij
Właściwie jak się nazywasz

Coś raz miałem i nie mam
Z resztą trudno to powiedzieć
Co to było? Lecz chyba było warto to mieć?
Wtedy życie było mocne, szybkość też niczego sobie
Nie sądziłem, że Cię spotkam jeszcze kiedyś, bowiem
Na rozstaju każdy jeden wtedy poszedł w swoją stronę
Drogami, które bardziej od siebie oddalone
Opowiadaj szybko, niewiele czasu mam mój kolego
Naprawdę tyle lat. Co u ciebie nowego?

Kiedy zrozumiałem jak ważny jest każdy dzień
Okazało się, że już coraz dłuższy rzucam cień
Kiedy zrozumiałem jak ważny jest każdy krok
Zobaczyłem siebie gdy ledwie zaczął się film

Gdy odgarnąć mogłem wreszcie co ważne tutaj jest
Mocniej serce mi zabiło, coś się otworzyło
Świat odmienny się stał inny wymiar już miał
Gdybym umiał cofnąć się

Kiedy nauczyłem się jak te torby swe nieść
Zrozumiałem, że tak nie ma aby obie prawdy mieć
Tylko tyle i aż tyle nauczyłem się tu
Życie dając jednocześnie też odbiera każdemu

Kiedy zrozumiałem jak ważny jest każdy dzień
Coraz dłuższy za mną cień, z każdym dniem dłuższy cień
Kiedy zrozumiałem jak ważny jest każdy dzień
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem

03 sierpnia 2007   Komentarze (1)
szfghfdsgh  

Żegnaj Nikoś?!

No to mamy żałobę, po wczorajszej entuzjastycznej notce przychodzi kolej na ostudzenie emocji i gorzką gorycz porażki. Choć i tak sytuacja ma swoje dobre strony. Zakochana do szleństwa w moim nowym obiekcie wetchnień postanowiłam dokładniej zgłebić warunki cudownego rabatu "Zwrot gotówki na 90 rocznicę". Otóż, jak czytamy w ustępie 3 regulaminu promocji "Sprzedaż Premiowa dotyczy tylko konsumentow, czyli osób fizycznych, które nabywają rzecz w celu niezwiązanym z działalnością zawodową lub gospodarczą. Ze Sprzedaży Premiowej „Weź 340 zł” mogą korzystać wszyscy mieszkańcy Polski, którzy mają ukończone 18 lat, a każda osoba może z niej skorzystać tylko raz. Z niniejszej oferty nie mogą korzystać pracownicy firmy Nikon i najbliżsi członkowie ich rodzin." Czyli albo rybki albo akwarium, choć w tym przypadku bardziej opłaca się zrezygnować z rzeczonej promocji niżli odjęcia podatku VAT. Aj, aj, podcięło mi to skrzydła, lecz trzeba zakasać rękawy i najzwyczajniej te pieniadze zarobić. Takie życie, oby tylko pogoda była, bo inaczej arbeitu nie ma. Z kolei wspomniana dobra strona, to to, że zdążyłam się o tym dowiedzieć jeszcze przed kupnem, bo zamierzałam ubłagac tatę o pozyczkę z szybkim wyjasnieniem, ze wedle promocji, te pieniadze mu splace w przeciagu 28 dni od daty zakupu. A wtedy to dopiero by była kaszana, uła już słyszę te wszystkie teksty o moim pasozytniczym trybie zycia, stara spiewka, ale wyjatkowo nieprzyjemna. Dzieki Bogu, kto czyta nie bładzi i uniknelam tej nieciekawej sytuacji. Zreszta odetchnelam też, bo do konca sierpnia(termin trwania promocji) pieniadze mialabym na styk, a tak, jak cos sie nie uda, to moge liczyc na Boze Narodzenie i dobrotliwego pana Mikołaja:P No i nie jest źle, bo ogólnie jestem zadowolona, że mojemu bratu z pomocą kolegi, który to rzekomo zna się na aparatach, udało się wyperswadować mi pomysł zakupu kompaktu za taka cene. No niby fajnie, ale tego Nikosia to ja sobie do kieszonki nie wsadze, jednak trzeba skończyć z tym głupim szpanerstwem i postawić na jakość. W sumie to i lepiej, taka lustrzanka nie jest zobowiązujaca, jest akurat na moje wymagania i przede wszystkim nie ma przesadzonej liczby megapikseli. Choć korci mnie Nikon D40X, nowsza wersja z matrycą 10mp, ale to już wydatek nie na moja kieszen, więc sobie odpuszczę. Może ktos chce mnie zatrudnić na dugi etap?!:P
03 sierpnia 2007   Komentarze (1)
ghdsghfdg  

Oj, Nikoś, Nikoś...

Nie chcę zapeszać, lecz nie mogę sie powstrzymać, by o tym nie napomknąć. Zapowiada się, że wraz z końcem sierpnia bedę miała nowego kochanka;P. Nazywa się Nikon, prawie tak męsko i groźnie jak Iwan, nie pochodzi on jednak, jak wskazywać by mogła nazwa, z kraju ojczulka Stalina, jest synem koncernu z Kraju Kwitnącej Wisni. Ah jak poetycko:P Oto on, Nikon D40 - amatorska lustrzanka.

Oh i ah, mówię, że nie chcę zapeszać, bo na razie plan jego kupna opiera się na samych założeniach. I wystarczy, że jedno z tych założeń okaże się błędna, a ja obejdę się jedynie smakiem i straconymi marzeniami o wspoólnych wypadach za miasto:P Pierwsze założenie mówi, że jeszcze przez ten miesiac uda mi się zarobić 200 złotych, a to z robota na czarno nigdy nic nie wiadomo:P Drugie założenie mówi, że zdążę załapać się na zwrotny rabat w wysokosci 340 złotych. A z kolei jedno z najważniejszych założeń mówi, że litosciwie nam panujący Ojciec Dyrektor, zgodzi się dokonać zakupu tego aparatu na firmę, co nam odejmuje kwotę VAT w wysokości około 432 złotych, lecz i to nie wszystko, bo najbardziej optymistyczne założenie zakłada, że wogóle tato podejmie się załatwiania jakichkolwiek formalnosci związanych z zakupem, albowiem obecnie czuje się on bardzo poszkodowany ze wzgledu na mój odtwarzacz mp3, który to nieopatrznie został zepsuty i on, spracowana głowa rodziny, musiał wykonać aż dwa telefony w związku z naprawą. Bogu dzieki, ze wogole je wykonał po 6 miesiacach odkąd moja ukochana empetrójka leżała bezradnie w szufladzie. Ale dość, dość tych sarkazmów;) Po przedstawieniu wszystkich założeń pewnie pukacie się w głowę rzecząc jak płonne są moje nadzieje, ale ja wierze, wierze i obecnie zyję ta nadzieję, że uda się wszystko i nawet kartę pamieci kupię jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia:P Ogólnie jest dobrze...jutro ma się nawet rozsądzić sprawa wspomnianego wyżej odtwarzacza, wiec jak dobrze pójdzie, to będę mogła w końcu porzucić starego poczciwego walkmena, który robił szum na mieście:P Ahhh już słyszę Lili Marleen...vor der Kaserne / vor dem grossen Tor / stand eine Laterne / und steht sie noch davor... Widzą państwo, mi ludzi do szczęścia nie potrzeba, bo ludzie zawodzą wiele razy częściej niż elektroniczne zabawki i nigdy nie są bezinteresowni. O ja cie, toś Alutka pojechała:P Nooo, pojechałam;) Kurcze, ale dzisiaj fajny dzień...

02 sierpnia 2007   Komentarze (1)
nnsnsnns  

Co się stało z naszą klasą...

O swojej byłej już klasie ciągle zapomnieć nie mogę, być może, to jedynie ze względu na to, że nie poznałam jeszcze mojej nowej klasy. Nie spodziewam się, że nowa bedzie lepsza, bo jakość klasy zależy również od klimatu szkoły. Nie wierzę, że w liceum, gdzie jest 7 klas pierwszych, po 30 osób, trafię na ludzi, z którymi się zżyję. A nawet nie chcę się z nimi zżywać, bo to zbędny kłopot. Zbyt często trzeba być uprzejmym i udawać, że nic się nie stało. Z braku laku, czasami coś tam zasłyszę, czasami cos tam zobaczę o moich byłych kolegach i koleżankach, czasami nawet za głowę sie złapię, gdy widzę co robią. Koleżanka Justyna dla przykładu, myślę, że pisałam o niej juz kiedyś, zresztą sama Justyna, podawała nam się tutaj w komentarzach na blogu jako Maciej(cóż, ja tam nikomu pod kołdrę nie zagladam:P), koleżanka Justyna zrobiła się na emo. Dla niezorientowanych polecam definicję http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Emo_(ludzie), lepiej bym tego nie wyjaśniła;). Myślę, że taka kolej rzeczy, swego czasu też podobały mi się te trampkowo-czaszkowe klimaty, ale dzieki Bogu starsi bracia potrafią sprowadzić na ziemie i wytłumaczyć jak to wygląda. W sumie chyba tak trochę złośliwie o tym piszę, bo przyznam się, że zazdroszcze jej jak cholera takiej komunikatywnosci i łatwosci w poznawaniu ludzi, ale co robić gdzieś tam lubie też i swoją specyfikę. Bo to jak się chce mieć jakiegoś przyjaciela to od razu i pocieszyć trzeba umieć i być na kazde zawołanie, niepotrzebny zachód. Dobra, co teraz...Ano teraz napiszę o mojej aparatowej rozterce. W końcu sama doszłam do wniosku, że kupować kompakt za taką kwotę to głupota delikatnie mówiąc, a skoro już się upieram by wydać wszystkie swoje ciężko zarobione pieniądze, to mogłabym z kolei pozbierać jeszcze troche i kupić cyfrowa lustrzankę, tylko tu z kolei też sensu nie widzę, bo nie sądzę aby bawienie się w panią fotograf zainteresowałoby mnie do tego stopnia, tu raczej chodzi o takie wycieczkowe pstrykanie, a nie siedzenie w plenerze i chwytanie momentu, gdy pszczółka zapyla kwiatek, no bez przesady. I mam dylemat, bo pieniądze mnie parzą, aparat chce mieć do września, a jestem w polu. Juz nawet nie wiem, czy chce Panasonica, czy lepiej Nikona, a może  Canona...alez ja mam rozterki;) A teraz dobra rada dla wszystkich dzieci. Dzieci, nie plądrujcie kartonów ze starymi zeszytami na strychu. Niestety popełniłam ten błąd, wczorajszego wieczoru postanowiłam odszukać stary aparat taty, taki jeszcze sprzed epoki, kiedy to dinozaury miały sie dobrze, no i zaczęłam grzebać po tych wszystkich kartonach. Laurki, zdjęcia, stare podręczniki, nie wzbudzały we mnie żadnych głębszych emocji, czasami uśmiech się pojawił, gdy na kolejnej okładce zeszytu czytałam "Matrix has you!", badź też "Follow the white rabbit", ale było minęło...Pogrążona w melancholii trafiłam w końcu na jakiś karton mojej mamy. Stare kalendarzyki, książki, teczka z laurkami od swoich dzieci i zeszyt...Jak się okazało pamiętnik. Wiem, że teraz moglibyscie mnie obrzucić obuzonym spojrzeniem, trzasnąć w pysk, ale nie dałam rady, zaczęłam czytać. Dotyczył on roku bodajże 1979, czyli pierwszych lat studiów mojej mamy. To była gorzka lektura, nie chciałam czytać wszystkiego. Jednak dzieki temu diariuszowi inaczej spojrzałam na moja mame. Ona była taka sama jak ja, może jeszcze bardziej zakompleksiona, może jeszcze bardziej nie znajaca swojej wartości. Strrrasznie rozhisteryzowana. Aż mi się głupio zrobiło, gdy pomyślałam jak ja traktuję. Oj źle, a robie tak jedynie ze wzgledu na to, że jest słabsza, że jak tata nie potrafi mnie ukarac...mam nadzieje, że uda mi się zmienić mój stosunek do niej...
31 lipca 2007   Komentarze (1)
wdfsa  

Gdzie to się chodzi...

I lepiej już naszej Alutce małej. Zgrzeszyłam, świadomie, z rozmysłem nie poszłam do kościoła. Myslę, że to klasyczny przypadek lenistwa, sęk w tym, że już dawno niespotykany. Z moją wiarą nie jest ok, ale to już każde dziecko wie, nie w tym rzecz. To, że co niedzielę, z polecenia mamy tracę godzinę z życia juz dawno przebolałam, przestałam przesiadywać wtenczas na przystankach i grzecznie udawałam, że słucham kazania, ale dzisiaj najzwyczajniej, jak za starych dobrych lat skręciłam ze ścieżki do kościoła. Może nawet na nią nie wkroczyłam. Poszłam na swoją ukochaną betonówkę. Stwierdzam, że to była najlepsza decyzja tego dnia. Wszystko w rozkwicie, zielono, cicho i ciepło, czego może chciec człowiek do zycia wiecej. Szkoda tylko, że tego zielonego coraz mniej, a bloków coraz wiecej. Za dziesięć lat wybywam stąd, kupię jakiś kawałek ziemi, na płaszczyźnie oddalonej od osrodków miejskich o kilkadziesiąt kilometrów i będę tam zyła. Taaaak, odseparowana od tej dziczy, której główną rozrywka są niedzielne rodzinne zakupy w hipermarkecie. Wooooolna jak hipisi:P Będę nago chodzić po moim wielkim ogrodzie, a wieczorem przesiadywać na ganku...może jakiś fotel bujany...eh, marzenia, marzenia. A tymczasem, przysiadłam sobie pod drzewem i rozwiązywałam krzyżówki, no cóż nie nazbyt ambitne to zajęcie, ale co samotnie można robic pod drzewem? Nawet potrzeby wyrycia inicjałów w pojedynkę nie ma. Wkrótce zresztą i tak zrobiło mi się zimno w tyłek, zwinęłam swoje manatki i spacerkiem szłam posród kniei. Każdy metr tej drogi miał przypisany swój fragment mojego pierwszego spotkania z panem G., że też to własnie tędy, o ironio losu musiałam z nim iść. Ale smęty...Dobra, a teraz coś z zupełnie innej beczki(kto ma Monty Pythona na płytach i chce się podzielić?), teraz nastąpi ogłoszenie naboru;) Co by nie było, że tak na ostatni gwizdek. We wrzesniu, jak co roku szykuje się pielgrzymka piesza do Gietrzwałdu. Wybieram się, nie wiem co mną powoduje, raczej nie jest to chęć odbycia pokutnej pielgrzmki, może czysta ambicja, próba udowodnienia sobie, że tak jak rok temu, przebycie 26 kilometrów pieszo nie jest dla mnie mision impossible. W każdym razie, nie chodzi tu o mnie, choć po częsci chodzi:P Chodzi o to, że ja się ino pytam, kto jest taki odważny i chciałby mi towarzyszyć:P Cienkie Bolki jesteście, pewno nikt się nie odważy;)

 

Ps. Zdjecie na górze poczęło mnie irytować, tylko co tam wstawić?!

29 lipca 2007   Dodaj komentarz
safsadfswafs  

Gulasz...

Dzisiaj sobie droge dzieci popłaczemy. Czuję się podle, od kilku dni mam dosyc wszystkich ludzi, szczególnie tych, których dotychczas darzyłam jakimś pozytywnym uczuciem, czuję się gruba i wiem, że kwestią dnia lub dwóch jest chwila kiedy mnie krew zaleje. Nie twierdzę, że opowiadanie o swoim cyklu jest czymś w dobrym guscie, jednak humor mam tak wredny, że z chęcią opisałabym wam jeszcze kilka innych procesów fizjologicznych. Boże, dlaczego uczyniłeś mnie kobietą?! Nie spełniam się w tej roli, nie upiekszam tego świata, nie cieszę męskiego wzroku, ani nie wywołuje ich usmiechu. Żyję sobie, ja pokraka, bo płód mój był za słaby by zostać chłopcem. Okropnie jest wiedzieć, że moje samopoczucie jest uzależnione jedynie od dnia miesiąca, że jestem zaprogramowana jak zwierzę. Coraz starsze zwierzę...Zbliża nieubłaganie się dzień moich 16 urodzin. Czuję z tego powodu się fatalnie, fatalnie czuję, że już jedynie trzy lata dzielą mnie od matury, nie podołam. Urodziny, jak co roku, fałszywy uśmiech i liczenie ile tym razem na tym interesie zyskałam. Jestem zdołowana, bo wiem, że ten rok zmarnowałam, tak jak każdy poprzedni. Nadal jestem sama. I nie sądzę by to się miało zmienić, bo traktuję ludzi jak zabawki. Oglądam i chwili, gdy mi pasuje wyciagam z komody, by później znowu odłożyć na bok. Nie mogę być z kimś, bo nie istnieje coś takiego jak miłość na pół etatu, a ja inaczej z żądnym człowiekiem nie jestem w stanie wytrzymać. Zresztą co ja mówię, o wytrzymywaniu, skoro i tak nie ma chętnych. Głupia brzydka i co tam jeszcze sobie dodam kończę tą notkę, bo nie lubię takiego głupiego marudzenia, które ma na celu wzbudzenie jedynie litości...
28 lipca 2007   Komentarze (1)
sfzd  

dsaFS

To zabawne, jak dużo można napisać i jak szybko można to skasować. Przed chwilą byłam w trakcie opisywania moich wrażeń z filmu Grind House vol.1 Death Proof, przy okazji wmieszałam pewną anegdotę z życia wziętą, gdy nagle moją uwagę przykuł pasek narzędzi...jeden klik i nie ma niczego. Doceńcie moja dobrą wolę i anielską cierpliwość, streszczam. Film wyborny. Może nie cierpi na zbyt rozwiniętą fabułę, ale klimat jest poprostu pierwsza klasa. Myślę, że to jeden z tych filmów, na które czeka się posród amerykańskich komedyjek, horrorów, których świetnośc określa się iloscią litrów przelanej krwi i filmów familijnych o głupich pingwinach, czy tez innych śliczniutkich zwierzętach. Apropo anegdoty, to chodziło o Kurta Russela, który w wyżej wymienionym filmie wcielił się w rolę obleśnego starego psychopaty, który lata swojej świetnosci ma juz dawno za sobą, a jednak ciagle nosi przydługie włosy i preferuje ubrania ze swojej epoki. Alutka poznała niedawno podobny przypadek przemierzając rowerem odcinek Ostróda-Naglady. Podjeżdżając pod jedną z kolejnych górek, złana potem i zburaczana z wysiłku, na horyzoncie spostrzegła faceta machającego do niej ręką. Za facetem stała stara volkswagenowska drezyna, na oko rocznik 1980, za drezyną tir, a przy tirze potencjalny właściciel tira. Choć wyglad faceta nie budził zaufania w stopniu najmniejszym, Ala posiadająca jeszcze szczątki dobrego wychowania, nie zignorowała go, zjechała i patzryła się przez chwilę z pytajaca miną. Facet na oko 56 letni, w stroju z epoki, budowy raczej szczupłej, jak gdyby nigdy nic, jakby to była kawiarnia, rozpoczął rozmowę. Skad jadę, później dokąd jadę, gdy odparłam, że do Gietrzwałdu, zrobił wyreżyserowaną minę zdziwienia zmieszaną z fałszywym zachwytem i zapytał: "może cię podwiozę?". Zasadniczo nie rozwodziłabym sie tak nad ta sytuacja, gdyby nie fakt, przypominam, że byłam na rowerze. W takiej sytuacji wypadałoby zacytowac (eee polece standardem)"Panie, spieprzaj Pan! Spieprzaj, dziadu!", ale Ala odpowiedziała jedynie "Nie, dziekuję" i własciwie chciała już jechać, ale dziad widocznie nie uznał, że rozmowa jest zakończona i po chwilowej zmianie tematu pnownie zaproponował podwiezienie. Tego było już za wiele nawet dla Ali. Nie zapominając jednak o dobrych manierach odparła, do widzenia! tym razem wiele bardziej stanowczo i mając w nosie, a nawet otchłaniech zdecydownaie ciemniejszych niż nos, to co ten dziad do niej mówi dalej, odjechała. Lecz nie było to takie spokojne "odjechała". Dostałam tak fatalnego stracha, że trasę, którą robiłam w dwie godziny, zrobiła w niewiele ponad godzinę, co rusz spoglądając się za siebie, czy on
27 lipca 2007   Dodaj komentarz
sadfsaf  

Jestem kobieta pracująca - żadnej tyczki...

Deeeeszcz! Po raz pierwszy pragnę zauważyć jego zbawienną siłę, dzięki niemu jestem dzisiaj na bezrobociu i pasuje mi to wybitnie :). Po wczorajszym dniu, kiedy to nie dość, że się nie wyspałam, jak za starych szkolnych czasów, to jeszcze musiałam biegać po polu z motyką(się znaczy to się chyba tyczka nazywa:P taki drążek z przykrecanym lustrem na samej górze i libelką), a nie dośc tego, w lodówce nie zastałam obiadu i musiałam się zaspokoić suchym prowiantem. No skandal, dlatego też chwalę dzień dzisiejszy, kiedy to wygodnie sadowię swój zad na krześle Prezesa:P Aaale to i tak nie wszystko z dnia wczorajszego, bo na domiar złego, moja mama uparła się by iść na koncert Kultu, który miał sie odbywać gdzieś w okolicach godziny 21 na starówce, dzięki Bogu mamy żałobę. Swoją drogą, zabrzmię dość cynicznie, ale nie zauważam potrzeby, aby cała ta żałoba była ogłaszana w tym przypadku, tak samo jak nie zauważałam takiej konieczności w przypadku kopalni Halemba jak i kilku jeszcze zdażeń rozdmuchanych przez media, ale to moje prywatne zdanie. Na Kult owszem poszłabym, ale nie wczoraj, kiedy jedyne co mi przychodziło do głowy to rzucić się na łóżko nawet nie rozbierając. Zresztą Kazik to już nie Kazik, te jego doczesne dokonania muzyczne raczej przypominają mi recytującego menela spod budki z piwem. Nie sądzę aby jego działalność mogła jeszcze wzbogacić rynek muzyczny o takie piosenki jak "Polska" czy też "Do Ani". Osobiście ubóstwiam "Wczoraj umarł mój wróg" i nie jestem w stanie znaleźć utworu na tą miarę w ostatnich płytach. Choć może to kwestia czasu? Zasadniczo wychodzę z założenia, że nie ma takich piosenek, które by w końcu nie wbiły się do głowy, liczy się tutaj jedynie ilość przesłuchań. A skoro juz się wplątałam w muzykę, to ostatnią moją fascynacją są "Znaki szczególne" Maanamu.  

Aaaaa no i dzisiaj w końcu doszłam do wniosku, że moje koleżanki, poprzez te blogowe rewolucje ze zmianą wygladu, straciły możliwość monitoringu moich poczynań, bowiem zmienił się adres i jedynie moja chęć mogłaby sprawić, by dostały nowego linka. Wyjatkowo jednak jestem niechętna takiemu przebiegowi zdażeń, a więc witaj wolności słowa:P Swego czasu coś tam chyba przebąkiwałam, że chciałabym przedstawić państwu moje byłe środowisko szkolne...no zobaczymy, obecnie mam za dużego lenia ;) I z innej beczki...może nie uwierzycie, ale znowu nie mam powietrza w kole i obawiajac się by tak jak po ostatniej wizycie w serwisie nie okazało się, że obie felgi są do wymiany, znowu nie mogę jeździć...by podkreślić moje zdołowanie cała tą sytuacją chciałam zakończyć tą notkę frazą "ja się zabiję" uznałam to jednak za zbyt ryzykowne obserwując nadwrażliwość i nadgorliwość niektórych osób...ani bym się obejrzała, a pod dom by mi ambulans podjechał...eh zycie życie...to pa:P
25 lipca 2007   Komentarze (1)
dgjgfdj  

Ogółem mówiąc...

Ah mówcie do mnie webmaster! Tymi oto rekoma spracowanymi opracowałam nowy wygląd mojego bloga. To na samej górze, czarno-białe, potwierdzam, jest moim wizerunkiem. Jeśli komuś się wydaje, że przez te wakacje popadłam w jeszcze gorszą próżnośc i samozachwyt - prawdopodobnie ma rację. Ale nawet nie zabraniam wam się śmiać z tego zdjęcia, bo sama przyznaję, hmmm...no sama nie wiem jak to określić...jest nawine, poprostu naiwne, a sam obiekt przypomina Cher (przyp. dla młodzieży - amerykańska piosenkarka) po 10 operacji plastycznej. Czuję jednak niesamowytą dumę i ulgę, że w końcu udało mi się wziąć w garść po wstępnym szoku i na nowo opracować szablon. Przy okazji nauczyłam się wstawiać zdjęcia, więc powód do dumy jest tu podwójny, szczególnie, że za czas niedługi stanę się posiadaczem Soniaka DSC-N2, bądź też Panasonica Tz-3. Wiem, wiem, oba te modele mają tysiąc opcji, które prawdopodobnie nigdy mi się nie przydadzą, a nawet ich odkryć nie zdołam, więc równie dobrze mogłabym się jakimś skromniejszym Canonem zaspokoić, ale widzą państwo, Alutka ma w sobie coś z dresiarza. Fakt jednak faktem, katować was będę zdjęciami, poczynając od kaczek w pobliskim stawie, przez przystojnych przypadkowych przechodnów:P po tysięczne zdjęcia z moją skromną osobą. Do czasu, gdy ktoś mi tego aparatu nie zwinie, jak to w życiu bywa. Właściwie to skoro juz opanowałam tą tajemną sztukę wstawiania zdjęć, mogłabym wam opublikować wizerunki wszystkich moich "randkowych" ofiar...Oszczędzę im jednak tego, bo byłoby to już wyjątkowo nie fair, a osobiście nic do nich nie mam...chwila ]:> , ale pana Grzegorza, to ja wam pokazać muszę...taki dobry chłopak..no, kto zgadnie, który to pan Grześ?Czasami, gdy nie mam co robić, a myśleć zaczynam, to dochodzę do wniosku, że ten człowiek skrzywił(czyli zgiął) mnie niesamowicie, swoiste piętno na mnie wywarł i wychowywana na starych bajkach(dziecko, jakie ty bajki musiałaś czytać?!) zdaża mi się czuć, że ten pan był moim przeznaczeniem i że do niego należałam, a teraz jestem bezpanska, niczym pies. Ale ponoć większośc dziewczynek tak ma w przypadku pierwszych chłopców, więc co ja się bedę rozwodzić. To ogólnie jest tak, że ja kocham idealizować przeszłość. I gdyby on tylko odezwał się znów, tak jak już wielokrotnie pisałam, ja rzuciłabym wszystko i do niego przyleciała. A później znowu by się zaczęło i znowu bym powiedziała, "stop, tak nie może być, co ja z sobą zrobilam?!". Myślę jednak po trochu, że to iż tak by się stało, zawdzięczam faktowi, że obecnie nie mam żadnego adoratora i nawet jakiś uroczy Quasimodo byłby w stanie mnie zachwycić, czyli Grześ to poprostu lepszy rydz niż nic, choć tym czasem już nawet rydz stał się postacią historyczną w Krainie Czarów. Swoją drogą ostatnio(o ile pół roku czasu mozna nazwać "ostatnio") wpakowałam się w sytuację idiotyczną. Gdzieś tak w miesiącu marcu bodjże, kiedy to już śniegi stopniały całkowicie, pogoda była rozkoszna, a mój rower nienapompowany, napisałam do kilku osób wiadomość z zapytaniem, czy są może chętni by mi ten rower napompować. Wspominałam już o tym, w którejś z notek poprzednich. No, i z tejże łapanki nawiązałam znajomość z pewnym Jakubem. Tak w sumie dla żartu zaczęłam go dręczyć, że oto przeznaczenie wskazało mi go na męża. Ogólnie brałam ta znajomość jako żart i on oczywiscie,a przynajmniej mam taką nadzieję, że również zdawał sobie z tego sprawę...to się znaczy, to był taki żart po trosze, bo była w tym i prawda, jak zwykle upatrywałam w nim kandydata na internetowe spotkanie i własciwie napastowałam go w tej sprawie, on za żadne skarby zgodzić sie nie chciał...ale minęło pół roku i mu się odwidziało, tymczasem, ja mam go już serdecznie dosyć i pragnęłabym więcej razy nie czytać już jego słów na gg, lecz przyciśniecie klawisza "zablokuj" wydaje się być zbyt barbarzyńskim rozwiązaniem. Takowóż jestem w kropce.

Pozwolę sobie jeszcze dodać, że dzisiejszego dnia stała się rzecz historyczna. Zrobiłam kurczaka w sosie paprykowym. Jak na razie wszyscy zyją. Poczekamy do wieczora...

23 lipca 2007   Dodaj komentarz
dasgs  

Spisek koleżanek, żydów i masonów...ja...

Tak siedzę przed tym komputerem i patrzę. Dzisiejszego dnia z pomoca Pawła odkryłam serwis "studentix.pl". Wysypisko żaków. Tak patrzę na nich...i stwierdzam, że widok ten nie jest mnie już w stanie zachwycić. Skończyło się latanie za panami studentami tak, jak wcześniejsze wzdychanie do aktorów czy też innych znarcyzowanych stworzeń. Skończyło się, a ja nie wiem co dalej. Czyżby pora na rówieśników? Liceum, tak, zaczną się pierwsze odwzajemnione miłostki. Blee, pardon, żygać mi się chce, gdy pomyslę o tych romantycznych spacerkach za rączkę. O tym ćwierkaniu i ulotnych wyznaniach. Kolejny idiotyczny okres mojego życia. Dlaczego jestem zła? To chyba bardziej frustracja niż złośc. Choć złośc z pewnością wstapiła we mnie, gdy spostrzegłam, że ten pieprzony serwis blogowy robi przemeblowanie. Juz nawet wczorajszego dnia chciałam się przenieśc, lecz to nie to, zbytnio zadomowiłam się tutaj, na razie nie czas na zmiany. Aaaa z kolei sfrustrowana Ala jest dlatego, że została wystawiona do wiatru. Jak zapowiadała, umówiła się przez internet, wszystko ładnie pięknie, Ala przyjeżdża na miejsce spotkania, czeka 5, czeka 10 minut, czeka minut 15, a rzeczony student się nie zjawia, ale to i tak pikuś! Ala gdyby nie pewna sprawa umówiła by się z nim jeszcze raz i nawet raz następny. Niestety student nam przepadł. Przez pewien czas snułam tezę, że chłopak co prawda zjawił się w umówionym miejscu, lecz biedaczyna mnie spostrzegł i najzwyczajniej nieusatysfakcjonowany widokiem zwiał, a póxniej postanowił zamilknąc na wieki, w końcu to już nie raz miałam do czynienia z takim biegiem zdarzeń, aaaale...że owy student wydawał mi się wyjatkowo wyjatkowy, postanowiłam nie machać bezradnie ręką w geście rezygnacji. Zasięgnęłam do wszystkowiedzacych googli, wpisałam numer gg tegoż zbiega i co mi się wyświetliło, no sami zobaczcie http://galeria.tenbit.pl/karta/enzka/ . Dziewczę, którego w życiu nie widziałam i z nikąd nie kojarzę. W wyniku dalszego śledztwa okazało się, że mieszka ona w Ostrowie Wielkopolskim i zwie się Anna. Jakąż miałam satysfakcję co róż natykajac się na coraz nowsze wiadomosci o naszej Ani, śledzac jej bloga, podążajac jej tropem odwiedzanych stron. Alutka to najczystsza postać socjopaty, w jej głowie tlił się już plan, jak tu się odwdzięczyć pannie Annie, czy też bezlitośnie podszyć sie pod jakiegoś uroczego młodzieńca, czy też zrobić coś jeszcze innego...lecz w końcu. Co ja się bedę tym dzieckiem zajmować, ani to dla mnie rozrywka, ani czasu na takie intrygi nie mam. Juz nie te lata. Dlaczego wszczęłam to śledztwo? Ano drodzy moi wydawało mi się, że trafiło się ślepej kurze ziarno. Po pierwsze, Maciej bo pod takim imieniem nam się Ania skryła, był studentem prawa. Po drugie, czytał Łysiaka. Po trzecie, należał do tej elitarnej garstki osób popierającej UPR. No, loodzie, przecie to przypadek jeden na kilkaset tysięcy! I nagle mi zniknął, no nie mogłam tego tak pozostawić. Teraz sądzę, że jednak panna Anna, nie robiła przypadkowego figla nieznanej Alicji K. Śmiem twierdzić, że figiel ten był całkowicie przemyślany, a ja rzeczonej koleżance jestem skądś znana, jak podejrzewam, zapewne z relacji którejś z ukochanych istot z byłej społeczności klasowej. Ot, państwo widzą, jak ta afera się za mną ciagnie. Wiecie co wam powiem, juz nie odnośnie tej sprawy, ale tego całego mojego feralnego dojrzewania. Za wcześnie to wszystko się działo. Gimnazjum to zdecydowanie nieodpowiedni wiek na zawiązywanie takich znajomości, z jakimi ja miałam do czynienia. Tylko, co zrobić czasu nie odwrócę, a psychikę sobie spaprałam. Nie trzeba mi było w dzieciństwie pokemonów ogladać...A, bo ja państwu jeszcze nie ogłosiłam, że dostałam się do LO. Więc tak, 28 czerwca ziściło się moje marzenie(?!), na wywieszonych listach przyjętych, odnalazłam swoje nazwisko, tym samym od września zostając uczennicą I LO im. Adama Mickiewicza. Alleluja, Amen. Fakt ten budzi we mnie skrajne emocje. Tliła mi się nawet myśl, że łał liceum, trzeba wejśc z nowym loozackim wizerunkiem, na pytania czym się interesuję odpowiadać "życiem intymnym zuków syberyjskich", albo co czytam -"Panią domu, Mamo, to ja! i Młodego Technika", ale tak pomyslałam i doszłam do wniosku, że teraz wszyscy na samym początku bedą się tak lansować, to ja odpuszczam. Nie wiem dlaczego, ale już podskórnie czuję, że znienawidzę tą szkołę. Wiek licealny moim zdaniem obfituje w jeszcze większą ilośc idiotycznych pomysłów, a ja na dzień dzisiejszy chcę jedynie spokoju świętego. Tak samo ogarnęło mnie fatalne uczucie, gdy tak w Nagladach, kolejny deszczowy dzień spędzałam przed telewizorem. Niemalże kazdego wieczoru był reportaż o uciekających z domu małolatach. Podrapałam się po głowie i zadałam pytanie, czym ja własciwie się od nich róznie, dajmy na to uciekajac noca na kortowiadę, czy też nie mówiąc nikomu wymykąjc się do Torunia. Sęk w tym, że niczym, gdyby mi sie nie daj Boże, rzeczywiscie coś stało podczas takich eskapad, postrzegana byłabym tak samo jak setki tych głupich szczeniaków. Bo Ali się wydaje, że to nie są ucieczki, że tak misternie zaplanowanego, przemyslanego planu, nie można nazwać ucieczką, a to gówno prawda. Jest taka sama, tylko wraca...
20 lipca 2007   Komentarze (1)
alutka  

Tytuł niecenzuralny...

Gdy już odgarnę wszystkie słowa brzydkie, którymi chciałabym uczcić zmianę wyglądu tego serwisu, zmasakrowanie mojego bloga, usunięcie mojego szablonu na rzecz tego gówna, chciałabym się z wami drodzy czytelnicy przywitać. Dzień dobry. Już wyjaśniam całą sytuację. Blisko miesiąc temu wyjechałam do zapowiadanej miejscowości. Bez pożegnania, bo niestety mój stanowczy sprzeciw wobec obowiązku zmywania naczyń nie mógł sie obejśc bez szlabanu. Żałowałam, że pozostawiam was w takiej niejasności, lecz przyżekałam sobie, że gdy tylko wrócę, otrzymacie rzetelną relacje. Szczegół w szczegół. Niestety, te ******** ******* ***** postanowiły robić tutaj przemeblowanie. To jeszcze udało mi się przeboleć, ale gdy w końcu zalogowałam się z myślą, by wznowić działanie tegoż diariusza, zalała mnie krew, zobaczyłam bowiem, że jedyną pozostałością jest archiwum. Dobre i to chciało by się rzec. Aż dziw człowieka bierze jak bardzo przywiązał się do tej formy. Gdyby archiwum zostało zlikwidowane, uwierzcie mi, popadłabym w trwałą depresję. Dobrze, w kazdym razie, gdy jak już wspomniałam weszłam tutaj, zaklęłam i to nie raz w rezultacie postanawiając brac dupe w troki(dosadnosc dzisiejszego slownictwa autorki jest,uspokajam, jedynie wynikiem silnych przezyc, ktore jednak nie wywarły stalych zmian w jej osobowosci) i przeprowadzic sie na inny portal. Była to decyzja zdecydowanie zła. Kolejne okienka formularzów jedynie powodowały spotegowanie złości, a do wejścia w posiadanie nowego bloga mnie nie przybliżały, gdyż gdy już dochodziłam do momentu wyboru szablonu, popadałam w kompletną furie. W wyniku tych działan Ala założyła sobie konta prawdopodobnie na większości portali blogowych polskich, jak i czeskich czy globalnych. Wybaczcie, ale dzisiaj już nic nie napiszę, nic bardziej wkurzyc mnie nie mogło...A, co by nie było, zamieszcze notke sprzed kilku dni, kiedy to jeszcze moja frustracja nie była tak spotegowana ;)
20 lipca 2007   Dodaj komentarz
doopa  

Nie będę zmywać naczyń! Vive la libert!...

Co Ala robi w te wakacje? Psuje się. Niedawno, zupełnie niewinnie przemierzając przestrzenie internetu w poszukiwaniu grafik na prezentację z matematyki (której to zreszta nie zdążyła oddać) trafiła na blog pewnego człowieka(?). Blog ten był i jest obrzydliwy w pełnym tego słowa znaczeniu. To, co tam zobaczyła przeraziło ją doszczętnie, aczkolwiek niez rezygnowała po obejrzeniu pierwszych wpisów. Brnęła dalej. Czytała dalej i zastanawiała się, kim własciwie jest ten chory człowiek. Mimo prześledzenia całego archiwum nie jest w stanie odpowiedzieć, czy to jakiś ohydny lewak, gej a może zwykły dewiant. Jest w szoku, lecz czy aby na pewno? Ala nie należy mimo wszystko do nadzwyczaj wrażliwych kobiet, faktem jest jednak, że większość materiałów z tego bloga przyprawiło ją o odruch wymiotny. Nie wiem, czy wklejać wam tutaj linka do tego bloga, bo to zapewni jedynie temu panu większą poczytność, a na to zdecydowanie ten blog nie zasługuje. Lecz z drugej strony co to za poczytalnośc, skoro ilość osób wstępujących na mojego bloga można policzyć na palcach jednej ręki. Więc jak, narażać was na wszechobecne zniesmaczenie? Nie zmuszam, a nawet odradzam: www.panikkk.blox.pl . A co poza tym słychać w Krainie Traw? Ah proszę państwa ileż się dzieje! Wyobrażacie sobie, że zmusili mnie do mycia naczyń. Niepojęte, ale prawdziwe. W ciągu 3 dni wakacji, 2 razy myłam gary, pomijajć fakt, że zalałam całą kuchnię, zużyłam tyle wody, ile przeciętny człowiek potrzebuje na kąpiel w wannie i wykorzystałam do tego znaczną zawratośc Ludwika, to rzeczywiscie moi rodzice wpadli na dobry pomysł. Komicznie to zabrzmi i pewnie trochę niewyobrażalnie, bo Ala to przecież takie spokojne stworzenie, ale gdy tylko ujrzała na swoim biurku kartkę z zapisaną prośbą, wpadła w taka furię, że powstrzymac się nie mogła od spontanicznego kopnięcia w ścianę, walnięcia pięścią w biurko i głośnego zakrzyknięcia słowa na "k"(kurczę!). Oczywiście nie ma co kontynuować tego watku, bo jej pretensje są niczym nieuzasadnione, to, że myć naczynia powinna z pocałowaniem reki, dyskusji nie podlega i naprawde mówię to bez ironii. Aczkolwiek nie zgadzam się na taki stan rzeczy i korzystając z tego, że wszystko wskazuje na to, że juz w czwartek mój rower będzie sprawny wybieram się do Naglad. Niech zdechnę, ale naczyń myć nie będę. Przesiedzę tam 2 miesiące w odcieciu od wszelkich mediów, pewnie stanę się głównym żywicielem jakiejś sporej gromadki kleszczy, ale będę bardziej wolna niż gdybym miała siedzieć tutaj. I rowerem sobie pojeżdżę po okolicznych miejscowościach, może trafię na jakiegoś zapaleńca;) No, to niech żyje wolność!

27 czerwca 2007   Komentarze (1)

Więc...

Więc to już jest koniec? Więc nie ma już nic? Więc jestem wolna? Więc mogę iść? Nie będę się dzisiaj silić na oryginalność i jedynie te słowa spowszedniałej, wyśpiewywanej przez większość uczniów w dniu wczorajszym, piosenki sparafrazuję. No szkoda, wielka szkoda, że własnie kończy się ten etap mojego życia, ale co robić, aż tak wielką miłością tej szkoły nie darzyłam, by zostać tam na rok kolejny;) Tylko już w dzień po zakończeniu czuję taki potworny niesmak, bo wiem, co mnie czeka w te wakacje. Wielkie puste, nudne NIC. Będę wstawać o godzinie 7, schodzić do salonu, włączać telewizor i czekać aż tato wyjdzie z biura (a propos wszystkiego najlepszego tato;)) później siedzieć do godzin popołudniowych czekając momentu, gdy odezwie się jakiś nieszczęśnik w przedziale wiekowym 19-23...a co ja się będę, w przedziale wiekowym 18-29 jak szaleć to szaleć. Okaże się, że jest wolny, Alutka wejdzie w rolę intrygującej kokietki i będzie wesoło szczebiotać aż w końcu osobnik złapie haczyk i postanowi się umówić z tym niezwykłym okazem. Co będzie dalej? Ala owszem umówi się, bo to przecież bedzie jej główna wakacyjna rozrywka, lecz na samym spotkaniu nie bedzie już potrafiła pozować na tą uroczą dziewczynkę z internetu, po części będzie ją też to nurzyć, a z pewnością w przypadku kawalera, będzie niezadowolona jego urodą, a tym bardziej sposobem bycia. Prawdziwi mężczyźni nie umawiają się bowiem przez internet. I tak a piać w kółko to samo. Być może wybierze się gdzieś pociągiem, być może przesiedzi ten czas w Nagladach, ale to i tak będzie nikły pierwiastek(tak, wiem, modne ostatnio słowo)tego jak pożytecznie mogłaby spędzić ten czas. Przy okazji, znowu wpadła na genialny plan. Tak, znowu niekontrolowany przez nikogo wyjazd. Długo by tłumaczyć...i tak zapewne z niego nie skorzysta. Ciężki żywot pustelnika. Ehhh, ja chcę do Torunia, oj tak ;) A właśnie, przy okazji. Wszystko się wydało odnośnie tej wyprawy. Ja- prawie, że już weteran w dziedzinie wagarów, popełniłam błąd rangi najgłupszego nowicjusza. Nie wyrzuciłam biletu. Tylko głupio, sentymentalnie, pozwoliłam żeby walał się po torbie. Z kolei torbę zmęczona rzuciłam, gdy tylko weszłam do domu pod kanapę i zupełnie o niej zapomniałam. Poszłam na komputer,a widocznie w czasie tym moja zmyślna i przebiegła Mutter postanowiła zajrzeć co tam słychać u jej córki. Czytaj, co obecnie nosi w torbie. Szczerze mówiąc myślałam, że taka inwigilacyjna faza już jej przeszła, a przynajmniej, że ogranicza się jedynie do sprawdzania moich szuflad, ale cóż...Zasadniczo jej wspołczuję, tak nagle ni stąd, ni z owąd dowiedzieć się, że mała Alutka samodzielnie wyruszyła do Torunia... i był szlaban...dopóki nie przyniosłam swiadectwa ;)

PS. Cudownym trafem ukończyłam gimnazjum z zachowaniem wzorowym. Co jak co, ale to był chyba szczyt miłosierdzia względem mojej osoby...

23 czerwca 2007   Komentarze (10)

Nowe ścieżki edukacji...

Mądrzy ludzie mówią, że dzieci wagarują, gdy mają problemy. Rzeczywiście, Ala ma problem ze świniowatością. Zawarła z panią germanistką umowę, że ta da jej kredyt zaufania, wstawi celujący na koniec, ale pod warunkiem, że Ala na miniony wtorek przygotuje odpowiedź ustną na temat "Make-up ja oder nein". Ala oczywiscie rzekła "ja wohl" i nawet z początku coś tam zaczęła szykować, lecz w końcu recę jej bezradnie opadły. Był poniedziałek wieczór, właściwie oprócz wspomnianej pracy, nie miała nic więcej do zrobienia. Położyła się jednak na łóżko i myślała. Jak to z Alą bywa, zwykle takie procesy, w jej przypadku, grożą jakimiś rewolucyjnymi pomysłami. Miała lenia totalnego, z początku rzeczywiście kombinowała, jak przechytrzyć germanistkę, wyszukać pracę w internecie, czy cuś podobnego, później jednak zapomniała o swoim dobrym imieniu, nasilił się syndrom świniowatości i postanowiła nie iść do szkoły.Była to decyzja tym bardziej nierozsądna, że rzeczonego dnia odbywała się rada, a mało tego, Alutka planowała już od czasu dłuższego nieobecnośc środową (ahhhhhhhh!). Lecz co było robić, gdy już jej się wkręciło, że nie będzie w szkole we wtorek nawet nie próbowała odejśc od tej myśli. W tej sytuacji pojawił się problem. Dobrze, wagary, wagarami, ale chyba w tak piekny słoneczny czas, nie wypada cały dzień przesiedzieć w szafie - pomyślała nasza bohaterka. Trzeba wspomnieć, że znów zaczęła myśleć. Przybrała mądrą minę, brwi zmarszczyła i myślała. Czy wybrać się do Torunia? Odpada, przecież jadę tam jutro. A może by tak gdzieś spokojnie w przyzamkowym zamku książkę poczytać? Odpada, panowie policjanci dobrze wiedzą, kto w takich godzinach przesiaduje w parku. No to może...Pieniężno! A w Pieniężnie...Olgierd:P Jako, że dużo się już namyślała, to teraz postanowiła myślenie wyłączyć i napisać sesemesa do owego delikwenta. Delikwent się zgodził, aczkolwiek nie wyczuwałam w jego smsach nawet minimalnej dozy entuzjazmu. Toteż w pewnym momencie doszłam do wniosku, że jak to tak, żeby panna się tak bezwstydnie narzucała, chciałam się wycofać, ale...za dużo zamętu już zrobiłam, by teraz to odkręcać. Klamka zapadła, kości rzucone zostały. Szynobusem relacji Olsztyn-Braniewo o godzinie 8:50 wyruszyłam do celu. Jak to w pociągach bywa, żołnierza spotkałam, miejscowego kosiarza spotkałam (jak Boga kocham, kosę miał owiniętą w pomarańczową kamizelkę;)) a także zdążyłam zwiedzić szynobusową toaletę. Teraz ta technika tak idzie do przodu, że minęło dobre pięc minut zanim doszłam do tego, co zrobić by z kranu popłynęło źródełko. Jechało się dość szybko. Punkt 10:12 byłam na miejscu. Pierwsze co zobaczyłam, to reprezentacyjny, zabity dechami i zamknięty na cztery spusty dworzec, drugie co zobaczyłam, to kiosk Ruchu, trzecie co zobaczyłam to Olgierd. No, no, nooooooo. Również dostrzeżona zostałam, wiec przykleiłam sobie uśmiech do twarzy i podeszłam do niego. Żenujące powitania mam chyba we krwi. Cześć, jak sądze Olgierd, tak? (Zastanawiam się, czy gdyby ktoś mnie tak zaczepił, nie odeszłabym:P) Tak, Olgierd, potwierdził i...poszliśmy. Jakaś taka lakoniczna rozmowa się toczyła, on prowadził ja szłam, widać było wyraźnie, że nie jest zachwycon rolą mojego przewodnika. Oj było to widać. Zaciągnął (to chyba zbyt sugestywne słowo i właściwie niewłaściwie. Olgierd jakby sam szedł sobie na spacer ;)) mnie do lasu (słyszę ten pomruk!), w czasie to którym wypytywał się, o której mam powrót. Oczywiście brzmi to, jakby rzeczywiscie bezczelnie, prawie, że mówił "właściwie to mała narzuciłaś mi się, a ja nie mam ani czasu, ani ochoty nianczyć ciebie". Jednak to nie było tak. Być może ja już zdążyłam sobie ułozyć całą interpretację, jak to wyglądało z jego strony, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że Olgierd poprostu znał sytuacje z zamiejscową komunikacją i wiedział, że jeśli nie wydostanę się stamtąd do pewnej godziny, to nie wydostanę się już do dnia następnego. Tak więc wszystko odbywało sie błyskawicznie, po godzinie znów byliśmy przy dworcu i sprawdzaliśmy rozkłady. Nie było dobrych wieści;) Pociąg uciekł przed minutami 10-cioma, a autobus odjechał minut temu 12. Chyba nie do końca docierało do mnie co to może oznaczać. Niespecjalnie się przejęłam:P Jakiś taki chwiliowy debilizm mnie ogarnął. Na szczęście Olgierd, w przeciwieństwie do Ali, to człowiek chłodno myślący. Wykombinował, że pojadę najsampierw autobusem do Ornety, który akurat w krótkim czasie miał się zjawić, a następnie już na miejscu odszukam jakieś połączenie do Olsztyna. "Wsadził" (ano cudzysłów, bo został przy wiacie przystanku nawet mi reki na pożegnanie nie podając) mnie do autobusu i poinstruował, że mam wysiąśc w Ornecie. Łatwo mówić trudniej zrobić. Co prawda autobus kończył swoją trasę w tejże miejscowości, ale ludzie wysiadali w tysiącu innych miejscach, a nie na samym dworcu. Dzięki Bogu kierowca, niejaki Janek Misiek (miał takie tabliczki na tablicy rozdzielczej-jak Boga kocham!;)), gdy zdezorientowana postanowiłam dojechać z nim aż do bazy autobusowej(no baza, to chyba dworzec-myślała Alutka)i odważyłam się w końcu spytać, którędy na dworzec, chcąc "z buta" nań trafić, powiedział do mnie "słoneczko, poczekaj, zaraz robię drugi kurs, to cię zawiozę". Poszedł zdać przetarg, ja miałam siedzieć w pustym autobusie. Tak siedziałam i głupie myśli zaczęły mnie nachodzić na temat pana kierowcy, że ja tutaj tak naiwnie siedzę, a może on mnie gdzieś wywiezie, wykorzysta, zabije etc. Jednak w końcu przyszedł, włączył silnik i pojechaliśmy. Na miejscu przekonałam się, że zdecydowanie, gdybym miała dotrzeć tu sama, nie podołałabym temu zadaniu. Ornecki dworzec PKS stanowiło osiedlowe podwórko i jedno pomieszczenie, w którym to był sklepik, a raczej kiosk i ława. Pospiesznie zaczęłam lustrować rozkład jazdy. Chyba dopiero w tym momencie zrozumiałam powage tej sytuacji. Na moim zegarku było kilkanascie minut po 12, na tablicy rozkładów PKS do Olsztyna odjeżdżał o godzinie 11:54, następny był w okolicach godziny 18. Przypomnę jedynie, że jeszcze tego dnia musiałam trafić na zajęcia basu o godzinie 16:30. Przyznam, zimny dreszcz spłynął po moich plecach. Najpierw zaczęłam kombinować, żeby może taką metodą małych kroków dostać się do Olsztyna. Nie rozumiecie? Chodzi o to, że tak jak z Pienieżna do Ornety, później jakimś miejscowym PKS do miejscowości bliższej Olsztynowi i tak dale i dalej. Wydało mi się to jednak bez sensu, tym bardziej, że moja znajomośc tych wszystkich warmińskich mieścin jest znikoma. W rezultacie okazałoby się jeszcze, że zamiast do Olsztyna trafiłabym do dajmy na to Kaliningradu;). Zrezygnowana usiadłam na dworcowej ławeczce i pogrążyłam się w myślach, co ja teraz własciwie zrobię. Właściwie nie mogłam usiedzieć w miejscu szybko wstałam i zaczęłam chodzić w tą i nazad. Rozważałam powrót na piechote, wzięcie autostopu, a także napad na PKS:P W końcu EUREKA! Przemieszczając się tak z jednego końca "dworca" na drugi (no, no to będzie z jakieś 3 metry:P) ujrzałam na szybie wypisane godziny, a nad samymi godzinami napis "Firma X - przewozy regionalne. BUS do Olsztyna zatrzymuje się przy ulicy Ż-jakiegoś tam". Odetchnęłam z ulgą, bowiem najblizszy takowy bus miał być już o 13:10, lecz była też i niewiadoma. Gdzie ja tu znajdę tą ulicę? Szybciutko zapukałam do pani z kiosku i pytam się grzecznie, a ona spojrzała na mnie jak na wariatkę i mówi, że właśnie stoję przy tej ulicy;) No cóż, kto pyta nie błądzi w końcu ;) Szczęśliwie usiadłam na ławeczce i z ulgą na sercu czekałam. Bus w czasie niedalekim nadjechał, a ja wróciłam do domu. Faaaaaaaajnie było! Szkoda tylko, że pan Olgierd zapewne, jak życie znam już się nie odezwie, ale pies z nim. Mało to chłopów na świecie?!;P

23 czerwca 2007   Komentarze (1)
< 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 17 18 >
Pewna_dziewczynka | Blogi